Squatersi zajeli działkę i budynek o wartości 4,5 mln zł. Mówią, że chroni ich prawo, a właściciel jest bezsilny

Squatersi z Wrocławia zajęli opuszczony od ponad dwóch dekad dom. Właściciele teraz mają problem z jego sprzedażą. Stawka jest niebagatelna. W grę wchodzi cztery i pół mln zł, bo na tyle został wyceniony budynek wraz z gruntem. Policja nic nie może zrobić, a właściciel jest bezradny.

Dzicy lokatorzy zajęli budynek i działkę państwa Janiny i Ryszarda Ziarno już dwa miesiące temu. Zgodnie z prawem na razie nie można ich usunąć. Potrzebny jest wyrok sądu i dopiero wówczas cała machina eksmisyjna może ruszyć.  

Squatersi kontra właściciele

Grupa osób zamieszkała na dziko w nieukończonym budynku, znajdującym się na hektarowej działce we Wrocławiu. Właściciele od ponad 20 lat się nim nie zajmowali i szykowali się do sprzedaży. Planowali odziedziczoną działkę sprzedać za ok. cztery i pół mln zł. Gdy już pojawiali się pierwsi kupcy, na terenie działki zjawili się squatersi, który zajęli budynek. 

Całą sytuację przedstawili w programie dziennikarze programu "Uwaga" emitowanego na kanale TVN. Jak informują dziennikarze w swoim programie, obecnego właściciela, który próbował przegonić dzikich lokatorów, squatersi potraktowali gazem drażniącym. Według relacji właścicieli to samo spotkało jednego z policjantów, którzy przyjechali z interwencją.

Funkcjonariusze nie podjęli się żadnej interwencji i tłumaczyli, że nie mogą nikogo przegonić z budynku bez nakazu prokuratora. Najprawdopodobniej państwa Ziarno czeka batalia sądowa, by uzyskać sądowy nakaz eksmisji z budynku. Na taki mogą czekać nawet parę lat. O tym, ile trwają procesy o eksmisję, pisaliśmy tutaj

Prawo do domu

Jeszcze w piątek przedstawiali swoje prawa do przebywania na działce państwa Ziarno na swoim profilu "Samowolka Skłot". Profil ten jednak nie jest już dostępny, a wykonany screen prezentuje jeden ze wpisów, jaki wówczas się na koncie pojawił. 

Jak się okazuje, dzicy lokatorzy nie tylko zajęli bezprawnie budynek, lecz także twierdzą, że mają do tego prawo. Przedstawiciel dzikich lokatorów (sami w internecie tytułują się "Samowolka na Bezdrożach 161") za podstawę ich roszczeń przytoczył art. 336. kodeksu cywilnego. Czyli artykuł stosowany najczęściej w przypadku spraw o zasiedzenie nieruchomości. Co więcej, squatersi w trakcie interwencji policji zarzucili właścicielom budynku "zakłócanie miru domowego".

To wybiórcze pojmowanie prawa, ponieważ nawet gdyby próbowano przejąć budynek na zasadach zasiedzenia, musi upłynąć co najmniej 20 lat zajmowania nieruchomości oraz np. płacenie w tym czasie podatku. Natomiast naruszenie miru domowego mogą zgłosić jedynie osoby w danym miejscu zameldowane, bądź przebywające tam na podstawie umowy najmu. Ponadto, budynek formalnie nie został oddany do użytkowania, więc po prostu mieszkać w nim nie wolno.  

Całą sytuację wspiera "Stowarzyszenie Akcja Lokatorska - Wrocław". Opublikowali nawet oświadczenie w swoich social mediach. Opublikowany wpis szybko zaczął się zapełniać nieprzychylnymi wpisami internautów, dlatego ograniczono możliwość komentowania. 

To nie pierwsza tego typu sytuacja we Wrocławiu. Jak podaje serwis bankier.pl, podobna sytuacja dotyczyła budynku należącego do urzędu miasta. Stara kamienica przy ul. Szczytnickiej została zajęta przez dzikich lokatorów na początku 2020 roku i dopiero w grudniu władzom miasta udało się ich eksmitować. 

Źródła: wprost.pl