Eksperymentalne osiedle z lat PRL-u. Ukryte czujniki i podziemne tunele

"Takiej zieleni, jaką mamy tutaj, to ja nigdzie w Polsce nie widziałem", "W życiu bym się na inne mieszkanie nie zamienił". Tak o eksperymentalnym osiedlu z lat PRL-u w Zamościu mówią jego mieszkańcy. Jakie rozwiązania testowały dawne władze, by wielka płyta kojarzyła się z luksusem?

Osiedle Jana Zamoyskiego w Zamościu na tle innych osiedli w Polsce z pewnością się wyróżnia. Było bowiem częścią wielkiego rządowego eksperymentu ery PRL-u. Wyjątkowo rozległe, pełne nowatorskich rozwiązań, ma swoich wielkich zwolenników do dziś. 

Eksperyment PRL-u

Przygotowane w ramach programu "PR-5" ("Programu Rządowego) miało być dowodem na to, że  w wielkiej płycie da się żyć luksusowo. Projekt autorstwa Bohdana Jezierskiego, znanego architekta i urbanisty specjalizującego się w modernizmie, miał przede wszystkim być wygodny i funkcjonalny. Oprócz osiedla w Zamościu powstała jeszcze Stella w Tychach, Białołęka Dworska w Warszawie, Chełmońskiego w Krakowie i Nowe Miasto II w Zamościu. Władza chciała przetestować pionierskie rozwiązania architektoniczne i urbanistyczne, by stosować je przy budowie innych osiedli. 

Osiedle, które powstało pod koniec lat 70., składa się z sześciu segmentów, zwanych koloniami. Każdy tworzy wysoki wieżowiec i zespół mniejszych bloków. Oznaczano je osobnymi kolorami, co ułatwiało określanie w której części osiedla się mieszka. 

Filip Springer w swoim reportażu "Miasto Archipelag", cytowanym przez Onet, zwraca uwagę na liczne nowinki techniczne, które zastosowano na osiedlu. Zainstalowano na nim czujniki, które pozwalały dyspozytorowi oznaczać na specjalnej mapie, gdzie ma miejsce awaria. 

>> Eleganckie i ciekawe kolekcje mebli znajdziesz na Abra Meble

Tunele, czujniki i prestiż. "Takiej zieleni, jaką mamy tutaj, to ja nigdzie w Polsce nie widziałem"

Bloki połączono siecią podziemnych tuneli, w których przeprowadzono instalacje. Okazało się to rozwiązaniem bardzo praktycznym, bo ułatwiało przeglądy sezonowe i naprawy. 

Ułatwieniem dla mieszkańców miały być też kładki poprowadzone nad garażami. Kierowcy i piesi nie przeszkadzali sobie. Mieszkanie na osiedlu szybko stało się symbolem prestiżu, chętnych do przydziału lokalu nie brakowało. 

- Pytają mnie krewni z Lublina, czy ja nadal mieszkam na tym blokowisku - mówi mi dozorca zgarniający śnieg pod jednym z budynków. - A ja im, proszę pana, odpowiadam, że to z blokowiskiem nie ma nic wspólnego. Że to jest osiedle. I w życiu bym się na inne mieszkanie nie zamienił - mówi w rozmowie z Filipem Springerem, jeden z mieszkańców "PR-5". - Takiej zieleni, jaką mamy tutaj, to ja nigdzie w Polsce nie widziałem - dodaje inny. 

 

Zdjęcie główne: Fot. MaKa/Wikimedia / CC 3.0