Skoro 73 proc. Polaków nie planuje kupić mieszkania, to kto je kupuje?

Według badań 73 procent ankietowanych deklaruje, że nie zamierza kupić mieszkania w najbliższym roku. Ale sprzedaż idzie pełną parą, a deweloperzy nie zamierzają zwolnić w dostarczaniu nowych lokali. Część mieszkań wykupują fundusze, jak to się może skończyć?

73,6 procent badanych Polaków deklaruje, że nie zamierza kupić w najbliższym roku nowej nieruchomości - wynika z sondażu Think Forward Initiative przeprowadzonego przez Grupę ING i partnerów projektu. To zaskakujące, zwłaszcza że rynek ma się dobrze, a mieszkania schodzą na pniu. 

Zaskakujące wyniki

Według danych GUS tylko w pierwszej połowie 2021 roku wydano pozwolenia lub dokonano zgłoszenia budowy 171,5 tys. mieszkań, tj. o 40,2 procent więcej niż w analogicznym okresie 2020 r. Podobne wyniki dotyczą rozpoczętych budów, tych jest więcej o 44,6 procent więcej niż przed rokiem. 

Widać wyraźnie, że deweloperzy nie zwalniają i budują coraz więcej, jednocześnie Polacy deklarują, że a najbliższym czasie nie zamierzają wcale kupować nowych nieruchomości. Być może jesteśmy świadkami zmiany. Ci, którzy chcieli kupić i mogli sobie na to pozwolić, już zakupu dokonali, a tych, których na zakup nie było stać, nie stać nadal. Dobrymi klientami dla deweloperów mogą być za to zagraniczne fundusze i nie można wykluczyć, że wielu deweloperów planuje budowy z myślą o nich. 

 

Sprawdź za darmo średnie ceny nieruchomości w swojej okolicy >>> 

Fundusze z chęcią je kupią

Klientami, którzy nadal chętnie kupią nieruchomości, są rzecz jasna międzynarodowe fundusze, które kupują mieszkania hurtem. To tzw. koncerny mieszkaniowe. Co potrafią, można się było przekonać parę tygodniu temu, gdy fundusz NREP (Nordic Real Estate Partners) kupił w Warszawie tysiąc mieszkań naraz. A przecież wcześniej podobnej inwestycji nie bał się szwedzki Heimstaden Bostad kupujący w stolicy trzy tysiące mieszkań. 

Na razie takie hurtowe zakupy należą do rzadkości, ale wkrótce mogą stać za większością przeprowadzonych transakcji, jak to miało miejsce wcześniej w krajach zachodnich, gdzie prawo własności należy w dużej mierze właśnie do funduszy mieszkaniowych. Taka sytuacja jest naprzykład w Niemczech.

A mieszkania (zwłaszcza kupowane hurtem) to świetny biznes dla funduszy dysponujących ogromnymi rezerwami gotówki. Mogą sobie dzięki temu pozwolić na negocjacje i dyktowanie warunków. Ponadto, w Polsce nie ma żadnej formy bezpiecznika, czyli podatku katastralnego. Dzięki temu polski rynek to idealna przystań dla funduszy. 

Skutki

Na razie zakupy mieszkań przez fundusze to sprawa marginalna, ale gdyby miałoby być ich więcej, sytuacja na rynku nieruchomości mogłaby się bardzo zmienić. Wykupienie dużej liczby mieszkań przez fundusze pod wynajem sprawiłoby, że władze funduszu mogłyby narzucić swoje własne (i zapewne wysokie) ceny najmu.

Wchłonięcie z rynku kilkuset mieszkań to również problem dla inwestorów indywidualnych oraz osób chcących kupić mieszkanie dla siebie. Mieszkań mogłoby po prostu zabraknąć albo nie chcieliby ich kupić. W przypadku, gdy w inwestycji 51 proc. lokali należy do funduszu, zebrania wspólnoty nie mają sensu. Gdy całością będą zarządzać fundusze, to odstrasza klientów indywidualnych. 

Czy tak się stanie? Na razie nie wiadomo, ale doświadczenia naszego zachodniego sąsiada - Niemiec - dają do myślenia. Po masowych protestach władze kilku niemieckich landów chciały wprowadzić maksymalne ceny najmu, by fundusze sztucznie ich nie podnosiły. Niestety, Niemiecki Federalny Trybunał Konstytucyjny orzekł, że nie można nakładać finansowych klamer na podmioty prywatne.