Spadki cen na rynku nieruchomości. Ekspert tłumaczy, co musi się stać

Ceny nieruchomości stale rosną - w trakcie ostatniego roku, średnio o ok. 10 procent - podaje NBP. Ale część ekspertów zwraca uwagę, że właśnie znajdujemy się na górce cen. Jeden z doświadczonych analityków tłumaczy, co musi się stać, by ceny nieruchomości przynajmniej się ustabilizowały. Kreślony przez niego scenariusz jest realny. 

Już niemal wszyscy przywykliśmy, że ceny nieruchomości od wielu lat tylko rosną. Ale na horyzoncie widać już szczyt cenowy. Po jego przekroczeniu powinny na nabywców czekać stabilizacja cen albo nawet spadek. Co się jednak musi wydarzyć, by tak się stało? 

Stopy procentowe w górę

Warto na samym początku zauważyć, że mowa o stabilizacji cen i niewielkich spadkach, a nie o obniżkach widzianych w latach 2010-13, gdy branżą nieruchomości wstrząsnął kryzys gospodarczy. Ekspert zwraca uwagę na cztery główne źródła, z których może nadejść stabilizacja cen. Najważniejszą zmianą na rynku, która miałaby przełożenie na stabilizację cen, jest z pewnością podniesienie stóp procentowych. Kredyty w końcu przestaną być najtańsze w historii, w konsekwencji dwóch podwyżek stóp procentowych. I bardzo możliwych kolejnych. 

 

- Już dziś można szacować, że w konsekwencji dwóch podwyżek stóp procentowych, w wyniku których podstawowa stopa poszła w górę z poziomu 0,1% do 1,25%, raty kredytów mieszkaniowych powinny pójść w górę o około 16-18%. Mniej więcej o tyle spadła też zdolność kredytowa. To w oczywisty sposób musi przełożyć się na mniejszy popyt na mieszkania. Przy tym już niedługo częściowo ta zmiana zostanie zamortyzowana przez podpisaną przez Prezydenta ustawę o kredytach bez wkładu własnego - wyjaśnia ekspert, Bartosz Turek z HRE Investments.  

Jaki może okazać się przyszły rok?

Ekspert zwraca uwagę również na fakt, że ostatnie dwa lata były bardzo dynamiczne na rynku kredytów. W połowie 2020 roku, z powodu pandemii i ryzyka dla niektórych sektorów gospodarki objętymi lockdownem (np. turystyka), banki zaostrzyły wymagania kredytowe. Dopiero na początku 2021 roku banki zaczęły wracać do dotychczasowych wymogów. Uwolniło to klientów, którzy z zakupem wstrzymali się przez pół roku.

 

-To uruchomiło odroczony popyt. Polacy po prostu zapragnęli zrealizować marzenia o zakupie mieszkania, które wcześniej przez długie miesiące odwlekali. Póki co np. dane BIK sugerują, że ten dodatkowy popyt miał swoje apogeum w maju. Wtedy każdego dnia roboczego do banków trafiało po około 2,5 tys. wniosków kredytowych. W kolejnych miesiącach ta fala opadała. W efekcie w październiku możemy już mówić o około 1,86 tys. wniosków kredytowych dziennie. To sugeruje normalizację sytuacji i fakt, że odroczony popyt w dużej mierze się wyczerpał - tłumaczy ekspert. 

 

Elementem schładzającym ceny może być też planowane przez rządzących ograniczenie zakupów przez fundusze zagraniczne. Pisaliśmy o tym tutaj. Na stabilizację cen może wpłynąć również fakt, że deweloperzy budują coraz więcej mieszkań. Dzięki czemu dziura mieszkaniowa jest powoli zasypywana.

 

-Z danych tych wynika, że deweloperzy nie szczędzą sił i środków, aby zaspokoić potrzeby popytu. Wiele wskazuje na to, że z czasem będzie się im to udawało w coraz większym stopniu - wyjaśnia Bartosz Turek, HRE Investments.

 

Zdjęcie główne: Guillaume TECHER on Unsplash