Własność z bonifikatą
Wiemy, jak mieszkamy. Powiedział nam to ostatni spis powszechny sprzed trzech lat. Na 12,5 mln mieszkań 760 tys. stoi pustych, z tego ponad 120 tys. dlatego, że grozi zawaleniem.
Na wsiach króluje własność hipoteczna, w miastach - własność spółdzielcza. Spółdzielczych M - zarówno własnościowych, jak i lokatorskich - jest ponad 3,3 mln. Przy czym lokatorskich ubywa, a własnościowych przybywa. Od 1988 r. przeszło pięciokrotnie. Jaki z tego wniosek? Ano taki, że jak kogoś stać, wykupuje swoje lokum na własność.
Gminy to także niezły kamienicznik. Należy do nich ok. 1,3 mln mieszkań, ponad 10 proc. wszystkich. W ciągu ostatnich kilkunastu lat zasób ten stopniał o połowę. I topnieje nadal, bo część gminnych czynszówek wraca do spadkobierców byłych właścicieli, większość jest prywatyzowana.
Coraz mniej jest mieszkań zakładowych. Z 1,3 mln w 1988 r. w rękach przedsiębiorstw zostało niespełna 300 tys. lokali. Huty, stocznie, koleje pozbywają się kosztownego balastu, bo nie z zarządzania nieruchomościami się utrzymują.
Powszechna prywatyzacja gminnych czynszówek, mieszkań spółdzielczych i zakładowych pozwala lokatorom poczuć się właścicielami pełną gębą. Uczy dbałości o swoje, oszczędności. Jest też z pożytkiem dla rynku - ludzie sprzedają, zamieniają się, darowują, wynajmują. Nieruchomości to towar, na którym można nieźle zarobić.