Analitycy przewidywali, że kryzys na rynku nieruchomości wystraszy Amerykanów i mniej chętnie będą inwestować w domy. Tym bardziej że dane z czerwca były bardzo niepokojące: sprzedaż nowych domów zanurkowała o 6,6 proc., a domów używanych o 3,8 proc. Prognoza lipcowa mówiła o spadku 1,7 proc. Tymczasem, ku zaskoczeniu analityków, inwestorzy kupili o 2,8 proc. więcej domów niż przed miesiącem.
Na giełdach odetchnięto z wyraźną ulgą. Indeksy na Wall Street natychmiast wyszły na plus. Akcje poszły w górę również w Europie. W Warszawie indeks 20 największych spółek WIG20 po 16 nagle zyskał na wartości i ostatecznie podskoczył o 1,8 proc., kończąc na poziomie powyżej 3600 pkt. Oznacza to, że indeks odrobił już z nawiązką ciężkie straty poniesione w wyniku załamania cen z 16 sierpnia.
Sytuacja na rynku nieruchomości w USA nadal pozostaje tematem numer jeden na światowych rynkach finansowych, bo w zeszłym tygodniu kryzys spowodowany niespłacaniem pożyczek przez mniej wiarygodnych klientów nieomal nie doprowadził do krachu na giełdach.
Kondycja firm udzielających kredytów hipotecznych została mocno zachwiana. Aby ratować wypłacalność wielkich instytucji zaangażowanych na rynku nieruchomości, największe banki centralne świata, z amerykańskim Fed i Europejskim Bankiem Centralnym na czele, zostały zmuszone w drugiej połowie sierpnia do interwencyjnego wpompowania na rynki finansowe zawrotnej kwoty ponad 400 mld dol.
Dlatego inwestorzy z tak wielkim napięciem oczekiwali na piątkowe dane o sprzedaży nowych domów w USA. Bali się, że kryzys na rynku nieruchomości może spowodować reakcję łańcuchową. Jeśli Amerykanie mniej chętnie będą kupować domy, to zwolni cała gospodarka USA, dla której budownictwo jest jednym z fundamentów. W poniedziałek na inwestorów czekają kolejne dane o sprzedaży domów na rynku wtórnym.