Dla kogo pomoc w spłacie rat

Marek Wielgo

Właśnie minął tydzień, odkąd premier Donald Tusk zapowiedział w debacie poświęconej kryzysowi, że rząd pomoże bezrobotnym w spłacie kredytu mieszkaniowego. Tymczasem wciąż nie wiadomo, kto i na jakich zasadach mógłby skorzystać z takiej pomocy. W dodatku urzędnicy spierają się, skąd rząd miałby wziąć pieniądze na ten cel

Premier Donald Tusk powiedział, że "na pomoc w spłacie kredytu hipotecznego będzie mógł liczyć każdy, kto stracił pracę". Przez rok raty kredytu za bezrobotnego spłacałby Fundusz Pracy. Premier ocenił, że potrzebne będzie na ten cel ok. 300-400 mln zł.

Diabeł tkwi jednak w szczegółach, a tych wciąż znamy niewiele. Na przykład nie wiadomo, jakie warunki będzie musiał spełnić bezrobotny kredytobiorca, żeby skorzystać z dopłaty.

Jakie kryteria pomocy?

Ministerstwo Pracy, które przygotowuje projekt ustawy w tej sprawie, poinformowało jedynie, że "kryterium skali pomocy będzie metraż albo wysokość miesięcznych zobowiązań wobec banku".

Więcej światła rzucił szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Michał Boni. W środę w TVN CNBC Biznes zapowiedział, że o rządową pomoc będą się mogli starać posiadacze kredytów o średniej wysokości. - Adresujemy to rozwiązanie do osób, które kupowały takie przeciętne mieszkania, ale też nie chcemy tego limitować - mówił Boni, zaznaczając, że każda sytuacja będzie analizowana indywidualnie i indywidualnie będzie wyliczana kwota wsparcia. Według Boniego bezrobotni kredytobiorcy mogą liczyć na dopłatę rzędu od 500 do 1200 zł miesięcznie.

Co to oznacza w praktyce? Karol Wilczko z serwisu Comperia.pl policzył nam, że taka dopłata pokryłaby ratę 30-letniego kredytu w wysokości mniej więcej od 100 tys. do 250 tys. zł. Tak więc ci, którzy kupili dwu- czy trzypokojowe mieszkania w dużych miastach wyłącznie za kredyt, na pomoc państwa raczej nie mają co liczyć.

W dodatku ze słów Boniego wynika, że pod uwagę nie będzie brany dochód gospodarstwa domowego, które otrzyma pomoc. - Rząd chciałby również, aby posiadacz kredytu, mimo utraty pracy, spłacał część swoich zobowiązań - podkreślił Boni.

Darowizna czy pożyczka?

Zdecydowanie ta druga. Resort pracy już w ubiegłym tygodniu poinformował w komunikacie, że "doprecyzowania wymagają zasady zwrotu takiej pomocy w przypadku, kiedy osoba otrzyma nową pracę i odzyska płynność finansową". Boni doprecyzował, że dopłata będzie miała charakter pożyczki, którą trzeba będzie zacząć zwracać po dwóch latach. Spłata tej pożyczki - nieoprocentowanej i nieobłożonej żadnymi dodatkowymi opłatami - miałaby być rozłożoną na pięć do dziesięciu lat.

Skąd pieniądze na ten cel?

Zarówno Tusk, jak i Boni wskazują, że źródłem dopłat do kredytów będzie Fundusz Pracy. Według tego drugiego przepisy o rządowej pomocy miałyby obowiązywać do końca 2010 r.

Tymczasem minister pracy Jolanta Fedak jest przeciwna udzielaniu kredytowego wsparcia z Funduszu Pracy. Jej zdaniem nie ma dziś takiej prawnej możliwości.

Fundusz Pracy działa od 1990 r. Jest państwowym funduszem celowym, którego głównym zadaniem są: promocja zatrudnienia, aktywizacja zawodowa i łagodzenie skutków bezrobocia. Głównym źródłem dochodów FP są składki płacone przez pracodawców, osoby prowadzące własne firmy, dotacje z budżetu państwa i budżetu UE.

Pomysł finansowania spłaty kredytów hipotecznych z FP oprotestowali już m.in. związkowcy z "Solidarności" i OPZZ, a także pracodawcy.

Fedak nie kwestionuje potrzeby wsparcia bezrobotnych kredytobiorców. Ale - jej zdaniem - w pierwszej kolejności to banki powinny wyciągnąć do nich rękę. Chodzi o umożliwienie ludziom, którzy stracili pracę, np. wydłużenie okresu spłaty kreydtu, obniżenie rat czy wakacje kredytowe.

Konkurencyjny do rządowego pomysł ogłosił wczoraj Janusz Piechociński (PSL), szef sejmowej komisji infrastruktury. Chciałby, by w spłacie odsetek, np. przez rok, pomagał Krajowy Fundusz Mieszkaniowy. Bo, jak uważa poseł, ta instytucja zna się na kredytach mieszkaniowych w przeciwieństwie do Funduszu Pracy. Spłata rat kapitałowych byłaby na ten czas zawieszana, a okres kredytowania wydłużony. Jeśli kredytobiorca np. po dwóch latach, nadal nie radziłby sobie ze spłatą, KFM przejmowałaby zobowiązania wobec banku, a dotychczasowy właściciel stawałby się najemcą mieszkania.

"Pożyczkę" z KFM trzebaby też było zwrócić w ciągu kilku lat od jej otrzymania.

 
Weź udział w dyskusji (0)
POLECAMY
"Planowałeś zakup mieszkania? Oni właśnie zdmuchnęli ci je sprzed nosa. I 649 innym"
"Celowy zabieg przy kredycie bez wkładu własnego? W Krakowie załapie się np. jedynie kilka procent lokali"
"Mieszkania stanieją? Masowe kupowanie nieruchomości ma być zakazane. "Intensywnie nad tym pracujemy""
"Kredyt bez wkładu własnego. Znamy szczegóły. Trójka dzieci obniży ratę kredytu o 400 zł"
"To się dzieje! CPK kupiło pierwsze grunty pod budowę ogromnego lotniska"
"Rząd chce zainstalować licznik w każdym mieszkaniu. Będzie nowy obowiązek. I zrobi się zimno?"