Irena Buczyńska: Spółdzielnia Wisła to stara sprawa. Zwróciłam wierzycielom 69 proc. tego, co spółdzielnia była im winna, i zamknęłam upadłość. Postępowanie upadłościowe w spółdzielni Kwadrat jest na półmetku. Domy stoją, trwają ostatnie prace budowlane i porządkowe na osiedlu. Jeszcze w tym miesiącu podpiszę akty notarialne przenoszące własność ostatnich mieszkań. Ponad sto lokali sprzedałam na wolnym rynku. Uważam, że to spory sukces, bo wcale niełatwo kupić mieszkanie od syndyka. Banki nieufnie traktują takich klientów i nie chcą im udzielać kredytów. Na budowanie ze mną zdecydowali się też członkowie spółdzielni, których miałam na liście wierzycieli. Nie było przymusu - mogli się wycofać i czekać na zwrot wkładów. Mam nadzieję, że nie żałują swojej decyzji.
Od miesiąca jestem zarządcą w spółdzielni Intrakt. Zarządcą, nie syndykiem, bo sąd ogłosił upadłość z opcją układową. To znaczy, że spółdzielnię można uratować.
- Niewiele. Ledwo 3 zł i 41 gr gotówki w kasie. Nie wiem nawet, ilu spółdzielnia ma wierzycieli. Inwentaryzujemy majątek. Ze wstępnego oglądu wynika, że po upadłej zostały trzy rozgrzebane inwestycje. Najgorzej jest na osiedlu Niezapominajka, bo domy, które tam wybudowano, są samowolami i grozi im rozbiórka. Prowadzę rozmowy z gminą, nadzorem budowlanym. Nie wyobrażam sobie, aby spółdzielcy za nie swoje błędy mieli wylądować "pod chmurką". Trzeba też dokończyć osiedle Borówki. To, co spółdzielcy mają dopłacić, powinno wystarczyć na domknięcie inwestycji.
Z resztą budynków też nie jest dobrze. Ledwo wyszły z ziemi. Stoją niezabezpieczone przed zimą, a kasa spółdzielni pusta. Komornik, którego nasłała żona byłego prezesa, zajął konta bankowe spółdzielni i przejął do depozytu sądowego ponad 250 tys. zł. Walczę o zwrot tych pieniędzy.
- Bo nie płacił wykonawcom. Zaległości rosły, aż wyczerpała się cierpliwość wierzycieli. Dlaczego spółdzielnia nie płaciła i co stało się z pieniędzmi - ustali biegły sądowy.