Czy pejzaż Wrocławia muszą zdominować wieżowce?

'Ktoś zwariował!' - pomyślałem, gdy w 'Gazecie' zobaczyłem, gdzie we Wrocławiu można będzie budować wieżowce. Urzędnicy z Biura Rozwoju Wrocławia zamierzają zniszczyć niepowtarzalny charakter naszego miasta.

Wrocław jest na razie miastem bez wieżowców. Ponad równy rząd budynków gdzieniegdzie tylko wystają wieże kościołów i kilka smukłych sylwetek nieco wyższych budynków - jak Kredka z Ołówkiem. Wiadomo jednak, że miasto musi się rozwijać: wszerz, wzdłuż, a może i w górę. Będziemy potrzebować coraz więcej powierzchni biurowej, a deweloperzy wznoszący apartamenty będą kusili ludzi z pieniędzmi coraz bardziej wymyślnymi ofertami, również mieszkaniami w chmurach.

Mamy przed sobą trzy wyjścia:

* zabronić budowy wieżowców

* wydzielić jedno (np. Centrum Południowe) lub kilka miejsc, w których będzie można stawiać takie budynki

* zezwolić na zabudowę całego miasta wieżowcami, do czego sprowadza się propozycja Biura Rozwoju Wrocławia.

Pierwsza z tych koncepcji będzie trudna w realizacji, ponieważ już jest kilka zatwierdzonych projektów wieżowców, jak Sky Tower w Centrum Południowym, Odra Tower i Angel Wings przy ul. Traugutta. Te trzy budynki nie zmienią jednak charakteru całego miasta.

Drugie rozwiązanie było w latach 90. promowane przez prezydenta Bogdana Zdrojewskiego. Wieżowce miały powstać w Centrum Południowym, które w ten sposób stałoby się wrocławską wersją francuskiej dzielnicy La Défense, oczywiście w mniejszej skali.

Tomasz Ossowicz, dyrektor Biura Rozwoju Wrocławia, który tę funkcję sprawował za prezydenta Zdrojewskiego, Stanisława Huskowskiego i teraz za Rafała Dutkiewicza, jest zdecydowanym zwolennikiem trzeciej koncepcji. Już kilka lat temu wylansował on pomysł, by wieżowce mogły powstać w kilku charakterystycznych punktach miasta. Teraz poszedł dużo dalej: zaproponował, by opanowały cały Wrocław.

Wiem, że od planów do realizacji droga jest bardzo długa. Świadczy o tym choćby przykład szklanej kilkudziesięciopiętrowej wieży na rogu ul. Powstańców Śląskich i Swobodnej, którą miał budować Michał Kosela, właściciel Epi. Jej plany były gotowe już dziewięć lat temu, do tej pory prace nie ruszyły.

Wieżowce nie wyrosną więc w całym Wrocławiu w ciągu kilku lat. Spowodują jednak, że za lat 30 czy 50 będzie to już zupełnie inne miasto, w którym wyrównana przedwojenna zabudowa zostanie poprzetykana kilkudziesięciopiętrowymi wieżami. I zmiana ta może być równie rewolucyjna jak decyzja, że - zamiast odtwarzać dawną zabudowę - południowy i zachodni Wrocław zostanie zabudowany modernistycznymi osiedlami.

Nie jestem przeciwnikiem wysokich budynków. Chcę jednak, by wzbogaciły one Wrocław, a nie totalnie zmieniły. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że powstaną w kilku miejscach, np. w Centrum Południowym (nie tylko samotny Sky Tower) albo np. na powojskowych terenach Kępy Mieszczańskiej (czyli obok kominów elektrociepłowni), czego akurat Biuro Rozwoju Miasta nie przewiduje.

Bardzo cenię dyrektora Ossowicza, ale zezwolenie na zaproponowaną przez niego wolną amerykankę w architekturze oznacza katastrofę dla Wrocławia. Wieżowce zniszczą charakter miasta, nie oferując nic w zamian. Nie stworzą z niego europejskiej metropolii, bo do Paryża czy Londynu będzie nam równie daleko wówczas jak i teraz. Nie upiększą też wrocławskiego krajobrazu. Turyści i mieszkańcy najbardziej cenią tu niepowtarzalny charakter historycznego centrum, od lat 90. zazwyczaj mądrze uzupełnianego przez nowoczesną zabudowę. Jakie nowe doznania estetyczne zaoferują im chaotycznie rozrzucone po mieście kikuty?

Pomysł z wrocławskimi wieżowcami nie jest nowy. Wielkim zwolennikiem ich budowy (i rozrzucenia po mieście - jeden miał stanąć nawet na wrocławskim rynku) był Max Berg - twórca Hali Stulecia i wieloletni miejski radca budowlany. Powinniśmy być wdzięczni losowi, że nie zrealizował on swoich pomysłów. Czy teraz znajdzie się ktoś, kto powstrzyma Biuro Rozwoju Wrocławia?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.