Stać nas na jeden pokój mniej niż przed miesiącem

We wrześniu jedna trzecia klientów agencji nieruchomości w największych miastach szukała mieszkań za ponad 700 tys. zł. Dzisiaj takich można policzyć na palcach jednej ręki. Ludzie kupują tylko nieduże lokale za maksimum 400-450 tys. zł. Na więcej ich nie stać, bo nie dostaną kredytu z banku

>> Coraz większe kolejki po kredyt

Polbank, który przez doradców finansowych uznawany jest za najbardziej liberalny na polskim rynku pod względem udzielania kredytów mieszkaniowych, wczoraj zaostrzył zasady przyznawania pożyczek.

- Do tej pory, aby starać się w tym banku o kredyt hipoteczny, wystarczyło zarabiać 1200 zł na rękę. Od poniedziałku trzeba mieć pensję o 300 zł wyższą. Ale zmieniły się też inne parametry. Polbank, podobnie jak chyba już wszystkie inne banki, zaczął zwracać większą uwagę m.in. na to,ile klient płaci za telefon, jaki będzie czynsz w mieszkaniu, które chce kupić - mówi Paweł Majtkowski, analityk z Expandera.

We wrześniu czteroosobowa rodzina z Warszawy, która miesięczne na utrzymanie miała 3,5 tys. zł, dostałaby w Polbanku kredyt we frankach szwajcarskich w wysokości 356 tys. zł. Wczoraj mogła wprawdzie dalej liczyć na pożyczkę, która pokryłaby 100 proc. wartości nowego mieszkania (np. Millennium i DomBank wycofały się z tak dużych kredytów), ale musiałoby ono kosztować nie więcej niż 292 tys. zł, co w warszawskich warunkach oznacza o jeden pokój mniej.

- Jeśli tak łagodnie traktujący klientów Polbank zaostrzył kryteria, to reszta banków albo zrobiła to już wcześniej, albo uczyni to za chwilę. Według książkowych zasad ekonomicznych obowiązujących w tzw. starej Unii rata kredytu nie powinna przekraczać 30 proc. dochodów. Polskie banki dopuszczały, by pochłaniała ona nawet ponad połowę. Polskie banki będą starały się ciągnąć w stronę unijnych proporcji rata - dochód - twierdzi Piotr Kuczyński z firmy doradczej Xelion.

Nowe, bardziej rygorystyczne zasady wyliczania zdolności kredytowej już odczuły warszawskie agencje nieruchomości i deweloperzy. Zgodnie przyznają, że od kilku tygodni największym powodzeniem cieszą się mieszkania dwupokojowe za 400, maksimum 450 tys. zł. Na lokale powyżej 70 m (których wartość osiąga nawet milion złotych) praktycznie nie ma chętnych.

- Banki zupełnie inaczej liczą zdolność kredytową niż jeszcze w sierpniu czy we wrześniu. Ludzie, którzy latem dostaliby pożyczkę w wysokości 600 tys. zł, dzisiaj mogą liczyć na 450 tys. zł - przyznaje Leszek Baranowski z agencji nieruchomości Bracia Strzelczyk.

Identyczne spostrzeżenia ma Jarosław Szanajca, prezes Dom Development, budujący wiele warszawskich osiedli: - Widać, że ludzie mają mniejszą zdolność kredytową - potwierdza.

Jednak o tym, jak wywindowanie przez banki kryteriów przyznawania kredytów wpłynie na rynek, dowiemy się najwcześniej za kilka tygodni. To właśnie wtedy banki zaczną podejmować decyzje - pozytywne lub odmowne - w sprawie wniosków o przyznanie kredytu złożonych po 1 października, kiedy przykręciły śrubę.

- Na razie klienci negatywnie zweryfikowani w jednym banku szukają szans w innych bankach. Sytuacja wciąż jest niepewna - uważa Katarzyna Siwek z Expandera.

Jeśli w najbliższych miesiącach kredyty hipoteczne będą przyznawane tylko nielicznym, może to doprowadzić do podwyżek cen za wynajem mieszkań. Do tej pory wiele osób myślało sobie bowiem: po co mam płacić komuś, skoro tyle samo będzie mnie kosztowała miesięczna rata za własny kąt. Teraz to wynajmujący mogą pomyśleć: ludzie muszą gdzieś mieszkać, a skoro nikt nie chce im dać kredytu i nie mają gdzie uciec, to mogę im opłatę podnieść.

Masz temat dla reportera Metra? Napisz do nas: metro(at)agora.pl

 

Zobacz także:

 

Zgrabny, multimedialny i niewiarygodnie tani - T8

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.