Remonty z państwową dopłatą

Państwo dopłaci prywatnym właścicielom czynszówek do ich remontów - zdecydował rząd

Wiceminister infrastruktury Piotr Styczeń poinformował nas, że rząd skierował do Sejmu stosowną autopoprawkę do projektu ustawy o wspieraniu remontów i termomodernizacji. Zastąpi ona obecną, obowiązującą od 1999 r., ustawę o wspieraniu przedsięwzięć termomodernizacyjnych. Ta zakłada wsparcie jedynie dla przedsięwzięć przynoszących oszczędności energii cieplnej - nagrodą np. za docieplenie domu jest premia, która umożliwia inwestorowi spłatę jednej czwartej kredytu na ten cel. W nowej ustawie ta premia ma być zmniejszona do 20 proc. Taką samą wysokość będzie miała premia remontowa dla właścicieli remontujących swoje kamienice wybudowane przed 1961 r.

Autopoprawka, o której resort mówi już od kilku miesięcy, zakłada, że dostaliby oni dodatkowo premię kompensacyjną za okres, w którym państwo reglamentowało czynsze (od 12 listopada 1994 r. do 25 kwietnia 2005 r.). Na jakie pieniądze mogą liczyć? - W przypadku, gdy w budynku będą wyłącznie lokale kwaterunkowe, premia kompensacyjna wyniesie co najmniej 10,5 proc., lecz nie więcej niż 14,7 proc. kosztu odtworzenia budynku - wyjaśnia Styczeń.

Chodzi o średnią cenę metra kwadratowego, którą podaje GUS do obliczania premii gwarancyjnej dla posiadaczy książeczek mieszkaniowych. Ostatnio podany wskaźnik wynosi 2970 zł za m kw., co oznacza, że właściciel kamienicy z dziesięcioma mieszkaniami po 50 m kw. za każde dostanie w najlepszym przypadku 218 tys. zł.

Styczeń podkreśla, że te pieniądze mają być wypłacone przez Bank Gospodarstwa Krajowego jeszcze w trakcie inwestycji, gdy wykorzystana część kredytu sięgnie wysokości tej premii. Załóżmy, że bank pożyczył na remont 500 tys. zł właścicielowi, któremu należy się premia remontowa oraz kompensacyjna w wysokości 150 tys. zł. Po wykorzystaniu pierwszej transzy kredytu (np. 150 tys. zł) właściciel spłaci to zadłużenie dzięki premii kompensacyjnej. Zaś po zakończeniu inwestycji zainkasuje premię remontową, która zredukuje dług o kolejne 100 tys. zł (20 proc. od 500 tys. zł).

Rząd zdaje sobie sprawę, że wielu właścicielom nie podoba się zmuszanie ich do zaciągnięcia kredytu. - Trudno. Jeśli ktoś ma pieniądze, może wziąć kredyt z opcją wcześniejszej spłaty. To dla bezpieczeństwa, żeby ktoś nie wyciągnął z budżetu pieniędzy na niby-remont - wyjaśnia Styczeń.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.