Burmistrzowie tną wydatki na remonty kamienic w 2010 r.

Większość z burmistrzów ma autorski pomysł na zmierzenie się z kryzysem - wbrew uchwale Rady Warszawy i deklaracjom Hanny Gronkiewicz-Waltz sięga po pulę pieniędzy z podwyżek czynszów zarezerwowaną na remonty kamienic.

Większość z burmistrzów ma autorski pomysł na zmierzenie się z kryzysem - wbrew uchwale Rady Warszawy i deklaracjom Hanny Gronkiewicz-Waltz sięga po pulę pieniędzy z podwyżek czynszów zarezerwowaną na remonty kamienic.

Uchwała Rady Warszawy z października 2008 r., w której koalicja PO-SLD podejmuje niepopularną decyzję o podwyżce czynszów, wprowadza jednocześnie zapis, zgodnie z którym "dochody z tytułu czynszów za lokale mieszkalne są przeznaczane na utrzymanie, modernizację i poprawę stanu technicznego zasobu mieszkaniowego".

Po roku większość dzielnicowych włodarzy chce, by pieniądze z podwyżki wspomogły też inne dziedziny (chodzi o 200 mln zł w skali miasta). Burmistrzowie łamią zapisy uchwały i instrukcje, które dostali z ratusza.

Nadchodzący rok według szacunków ratusza ma być krytyczny dla finansów miasta. Prognozy mówią, że wpływy z podatków PIT, CIT i od czynności prawnych mogą spaść o ok. 1 mld zł. To blisko jedna dziesiąta tego, co trafia do budżetu miasta.

We wrześniu Rada Warszawy ścięła program inwestycyjny, wcześniej oszczędności poszukiwano w wydatkach na administrację. Polecenie oszczędności dostali także burmistrzowie, wraz z nim propozycje budżetów skromniejsze o kilkanaście proc. w porównaniu do 2009 r.

- Jest kryzys. Podjęliśmy szereg niepopularnych decyzji na poziomie miasta. Takiej samej strategii pani prezydent oczekuje od burmistrzów - komentuje Marcin Ochmański, rzecznik ratusza.

- W zeszłym tygodniu PO i SLD na Woli przegłosowały, że z planowanych na przyszły rok 34 mln zł wpływów z czynszów tylko 16 mln zł pójdzie na remonty kamienic - informuje Marek Makuch, lider PiS.

Radni koalicji PO-SLD, decydując się na tak drastyczne okrojenie remontów, złamali uchwałę rady miasta, którą politycznie kontroluje ta sama większość.

Marek Makuch opowiada o obserwacjach kolegów z Woli: - Wiceburmistrzowi od spraw mieszkaniowych ręce się trzęsły, twierdził, że Wola musi się bronić. Burmistrz Marek Andruk (PO) powiedział: "Pieniądze pochłonęła dziura budżetowa, kryzys" - relacjonuje lider PiS. - Czy w karnej drużynie PO zaczął się bunt burmistrzów?

Obcinamy o 11 mln zł

Wola to niejedyne miejsce, w którym ekipa PO znalazła sposób na kryzys. Remonty chce ograniczyć większość dzielnic. Na liście są: Śródmieście, gdzie z 29,8 mln zł wpływów z czynszów (a wg obliczeń ratusza - 43,3 mln zł) na remonty zostało 12,3 mln zł, także Mokotów (z 36,7 mln zł zostaje 9,2 mln zł), Praga-Południe (z 26,5 mln zł - 12,6 mln zł) i Bielany (17,9 mln zł zostaje 7,1 mln zł). Cięcia zaproponowały też: Żoliborz, Bielany, Rembertów, Ursus, Targówek i Włochy.

Grzegorz Okoński (PO) z zarządu Mokotowa tłumaczy, że ruch burmistrzów jest odpowiedzią na decyzje służb finansowych ratusza. - Skarbnik wprowadził kryzysowe limity w budżetach dzielnic na 2010 r. Ale wydatki zostały na takim samym poziomie. Żeby budżet się spinał, skądś te pieniądze brać musimy.

Podobnie jak na Woli rada Mokotowa jest także po głosowaniu. - Zadeklarowaliśmy, że zwiększymy pulę na remonty. To nasze marzenie. Jeśli tylko miasto dołoży nam brakujące miliony. Chcemy o tym rozmawiać ze skarbnikiem - mówi wiceburmistrz.

Dyskretny sygnał do politycznych przełożonych

- Żadnej rozmowy nie będzie - ucina temat rzecznik ratusza. - Powtarzam: pani prezydent oczekuje od burmistrzów racjonalnych decyzji.

Nic nie zmienił list, który we wrześniu wysłała włodarzom dzielnic szykującym się do remontowych cięć w budżetach na 2010 r. Hanna Gronkiewicz-Waltz pisze burmistrzom, że ich zachowanie "może być poczytywane jako niegospodarne i niezrozumiałe", ostrzega przed łamaniem prawa lokalnego.

- Ciekawa sprawa z tym listem - komentuje jeden z burmistrzów. - Dotarł do nas, gdy cała procedura była już rozkręcona. Od lipca w biurze skarbnika wiedzieli o naszych propozycjach podziału pieniędzy z czynszów. Były też dyskretne informacje dla naszych politycznych przełożonych. Słyszeli: "Panowie, jest kłopot".

Nasz rozmówca podkreśla, że ostateczne decyzje należą do rady miasta i służb finansowych prezydenta. - Mogą przywrócić poprzedni stan - mówi. - Cała gra idzie o to, kto podzieli na nowo pieniądze. I ceną politycznej poprawności może być odpowiedzialność za wpadkę finansową. Najbliższe dni z pewnością będą ciekawe.

Przeczytaj także: Za co burmistrzowie dostali nagrody?

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.