Rzeczywistość urzędnicza okazała się jednak inna. Fiskus upomniał się o gigantyczną kwotę, powołując się na niedopełnienie formalności sprzed lat. Sprawa dotyczy przepisów o uldze meldunkowej, które obowiązywały w wąskim oknie czasowym między 2007 a 2008 rokiem. Brak jednego oświadczenia, o którego konieczności złożenia podatnicy często nie mieli pojęcia, uruchomił lawinę roszczeń ze strony administracji skarbowej.
– Małżeństwo z Mazur w 2011 roku, w związku ze zmianą miejsca pracy, zamieniło nabyte na własność cztery lata wcześniej spółdzielcze mieszkanie, w którym zameldowani byli ponad 28 lat, na mieszkanie w innej miejscowości. Zamieniali tańszą nieruchomość na droższą, nie osiągnęli żadnego dochodu, nie mogło być zatem mowy o podatku do zapłaty – relacjonowała "Gazeta Wyborcza".
Mimo braku realnego wzbogacenia, urzędnicy naliczyli parze podatek w wysokości 100 tys. zł. To kwota, która dla wielu polskich rodzin oznacza ruinę finansową i konieczność zadłużania się na lata. Problem nie jest jednak jednostkowy. Podobny los spotkał małżeństwo z Inowrocławia, od których zażądano 46 tys. zł, czy profesora z Warszawy, który stanął przed widmem zapłaty aż 260 tys. zł.
Źródłem obecnych dramatów jest specyficzna konstrukcja prawna, która funkcjonowała w polskim systemie podatkowym niespełna dwa lata. Rząd w 2006 roku zdecydował się na wycofanie powszechnej ulgi mieszkaniowej, zastępując ją tzw. ulgą meldunkową. Mechanizm ten był dostępny dla osób, które nabyły nieruchomość między 1 stycznia 2007 r. a 31 grudnia 2008 r. Aby uniknąć podatku przy sprzedaży takiej nieruchomości przed upływem pięciu lat, należało spełnić dwa warunki: być w niej zameldowanym przez co najmniej 12 miesięcy oraz złożyć w urzędzie skarbowym stosowne oświadczenie.
To właśnie ten drugi wymóg stał się gwoździem do trumny dla tysięcy nieświadomych podatników. Jeśli ktoś nie dostarczył dokumentu w terminie, fiskus zyskiwał prawo do naliczenia podatku w wysokości 19 proc. Co kluczowe i najbardziej bolesne dla portfeli – danina ta była naliczana od przychodu, czyli wartości sprzedawanego mieszkania, a nie od dochodu (zysku). W praktyce oznaczało to, że nawet sprzedając mieszkanie ze stratą lub wychodząc "na zero", obywatel musiał oddać państwu blisko jedną piątą wartości nieruchomości.
Jak wynika z doniesień medialnych, system informowania o tym obowiązku był dziurawy. Wielu poszkodowanych wskazuje, że ani notariusze sporządzający akty notarialne, ani urzędnicy skarbowi nie informowali o konieczności złożenia dodatkowego oświadczenia. Brakowało również oficjalnego, urzędowego wzoru takiego dokumentu, co pogłębiało chaos informacyjny. Według danych Ministerstwa Finansów, problem ten dotknął niemal 19 tysięcy podatników, którzy formalnie spełniali warunki ulgi (byli zameldowani), ale potknęli się na biurokracji.
Nadzieję na sprawiedliwość przyniósł dopiero lipiec 2025 roku, kiedy to Trybunał Konstytucyjny pochylił się nad sprawą. Sędziowie orzekli, że kwestionowane przepisy były niezgodne z ustawą zasadniczą. Wydawać by się mogło, że taki wyrok automatycznie zamknie sprawy toczące się przeciwko podatnikom i pozwoli im odetchnąć z ulgą. Sytuacja prawna wciąż pozostaje jednak skomplikowana.
Resort finansów podchodzi do tematu z dużą rezerwą. W odpowiedzi na pytania dziennikarzy urzędnicy przyznają, że skutki prawne wyroku są dopiero analizowane. Dla osób, które mają nad głową wizję egzekucji komorniczej na setki tysięcy złotych, każdy dzień zwłoki jest dramatem.
Ministerstwo Finansów w odpowiedzi dla "Gazety Wyborczej" poinformowało o obecnym statusie prac nad rozwiązaniem problemu. Z komunikatu wynika, że urzędnicy nie spieszą się z wdrażaniem systemowych rozwiązań naprawczych.
– Do tej pory nie podjęto żadnych prac legislacyjnych mających na celu uregulowanie sytuacji osób dotkniętych wspomnianym orzeczeniem TK – czytamy w odpowiedzi resortu.
Eksperci podatkowi zwracają uwagę, że bierność legislacyjna w obliczu wyroku Trybunału Konstytucyjnego może narażać Skarb Państwa na kolejne koszty związane z ewentualnymi odszkodowaniami. Tymczasem tysiące Polaków wciąż żyje w niepewności, czy fiskus ostatecznie odstąpi od ściągania należności, które powstały w wyniku ewidentnie wadliwego prawa.
Historia ulgi meldunkowej to podręcznikowy przykład tego, jak niestabilność prawa podatkowego może wpływać na bezpieczeństwo finansowe obywateli dekady po uchyleniu przepisów. Ulga ta, wprowadzona ustawą z 16 listopada 2006 r., miała w założeniu uprościć zasady opodatkowania obrotu nieruchomościami i zachęcić do meldowania się w faktycznym miejscu zamieszkania. W praktyce stała się pułapką ze względu na rygorystyczny wymóg formalny złożenia oświadczenia w nieprzekraczalnym terminie (początkowo 14 dni, później wydłużonym do rozliczenia rocznego). Mechanizm ten zastąpił wcześniejszą ulgę polegającą na przeznaczeniu środków na własne cele mieszkaniowe, która była znacznie bardziej intuicyjna dla podatników. Choć ulga meldunkowa przestała obowiązywać dla mieszkań nabytych po 2008 roku, jej skutki w postaci postępowań podatkowych ciągną się latami, gdyż zobowiązania podatkowe w Polsce przedawniają się po 5 latach, licząc od końca roku kalendarzowego, w którym upłynął termin płatności podatku – a ten termin w przypadku sprzedaży nieruchomości może być odroczony w czasie.

