Szymon Kluka, rolnik ze wsi Grodzisko pod Łodzią, przegrał ostatecznie batalię sądową, która rozpoczęła się w 2012 roku. Mieszkańcy, którzy osiedlili się w pobliżu jego gospodarstwa, złożyli skargę dotyczącą uciążliwości zapachowej pochodzącej z chlewni. Sprawa przeszła przez wszystkie instancje sądowe, aż do Sądu Najwyższego, który pod koniec maja 2025 roku oddalił skargę kasacyjną rolnika.
"Niech mi ktoś odpowie, że jest czarno na białym, że przekraczam ponadprzeciętne miary. Przecież to ja tu mieszkam z dziada, pradziada, to oni tu przyszli" - mówi z żalem Szymon Kluka, którego rodzina prowadzi gospodarstwo od pokoleń w rozmowie z Tygodnikiem Rolniczym.
Rolnik zajmuje się chowem 360 sztuk trzody chlewnej i uprawą około 65 hektarów ziemi. Jak podkreśla, jego działalność jest zgodna z planem zagospodarowania przestrzennego, który dopuszcza hodowlę do 50 DJP (dużych jednostek przeliczeniowych), podczas gdy jego gospodarstwo nie przekracza 40 DJP. Dodatkowo biegły sądowy ocenił uciążliwość budynku gospodarczego na 19 w skali od 0 do 50.
Konsekwencje finansowe dla rolnika są dotkliwe. Łączna kwota, którą musiał zapłacić, wynosi już ponad 114 tysięcy złotych wraz z odsetkami i kosztami sądowymi. Do tego dochodzi dodatkowe 2700 złotych kosztów związanych z odrzuconą skargą kasacyjną.
"Ta sytuacja nic nie zmieniła, bo ja zadośćuczynienie już zapłaciłem wcześniej - łącznie zapłaciłem 114 344 złotych i 44 grosze. A od tego nie można się już odwołać, ani złożyć zażalenia, ani nic" - wyjaśnia rolnik.
Szczególnie bolesny dla Szymona Kluki jest brak realnego wsparcia ze strony instytucji państwowych, mimo licznych obietnic pomocy. Rolnik uczestniczył w posiedzeniu poświęconym zmianie ustawy w jego sprawie, któremu przewodniczył Stefan Krajewski. Zapewniano go, że do końca czerwca 2025 roku na biurko ministra Siekierskiego trafi projekt ustawy, która miała być procedowana w trybie przyspieszonym przed wakacjami.
"No co mi pomogły? Sama Pani widzi. Mówili też, że dadzą kancelarię prawną, pomogą nawet w napisaniu skargi, ale to była tylko propozycja, potem się wycofali. Gadanie, obiecywanie... Nie mam nadziei. Ja uważam, że nic się nie zadziało i nie wierzę, że się kiedyś zadzieje" - stwierdza rozczarowany rolnik.
Wyrok sądu nie tylko wiąże się z koniecznością zapłaty odszkodowania, ale również z szeregiem nakazów, które rolnik musi wypełniać. Niektóre z nich są wzajemnie sprzeczne, co dodatkowo komplikuje sytuację.
"Najśmieszniejsze jest to, że oprócz tych pieniędzy do zapłaty, dostałem też szereg nakazów, które i tak już stosowałem wcześniej, bo większość z nich wynika z innych przepisów. I kolejna sprawa – z jednej strony mam utrzymywać budynek w jak największej czystości, a z drugiej strony mam używać jak najmniej wody. No przecież to samo sobie jest sprzeczne" - wskazuje Szymon Kluka.
Ciągły stres i niepewność co do przyszłości wpłynęły na decyzje biznesowe rolnika. Od ponad dwóch lat nie korzysta on z dopłat rolniczych, ponieważ wiążą się one z kilkuletnimi zobowiązaniami, których nie jest pewien, czy będzie mógł dotrzymać. Zrezygnował również z zakupu maszyn chroniących przed azotanowymi zanieczyszczeniami środowiska, mimo podpisanej już umowy, ponieważ musiał przeznaczyć środki na zapłatę zadośćuczynienia.
Konflikt wieś-miasto i przyszłość rolnictwa
Sprawa Szymona Kluki ilustruje szerszy problem konfliktu między tradycyjnym rolnictwem a nowymi mieszkańcami terenów wiejskich, którzy przenoszą się z miast w poszukiwaniu ciszy i czystego powietrza.
Wyrok budzi również obawy o przyszłość tradycyjnego rolnictwa w Polsce. Jeśli podobne pozwy staną się powszechne, wielu rolników może zostać zmuszonych do ograniczenia lub całkowitego zaprzestania działalności, co będzie miało wpływ na bezpieczeństwo żywnościowe kraju.
Sprawa Szymona Kluki pokazuje, jak ważne jest wypracowanie jasnych przepisów regulujących kwestie uciążliwości zapachowej w rolnictwie oraz znalezienie równowagi między interesami rolników a oczekiwaniami nowych mieszkańców terenów wiejskich.