O kredyt mieszkaniowy będzie trudniej. Rosną wymagania banków w obawie przed recesją

Na początku roku transakcje gotówkowe tanowiły większość w przypadku zakupu mieszkań. To nie zmienia faktu, że nadal wielu Polaków, by kupić wymarzone mieszkanie, musiało posiłkować się kredytem. O ten, jednak może być coraz trudniej.

Jeszcze dwa miesiące temu dostęp do kredytu był w miarę prost. Wzrost płac i dobra sytuacja gospodarcza ułatwiały zaciąganie kredytu na mieszkanie, teraz to się może zmienić. A wszystkiemu winien koronawirus. 

Kredyty hipoteczne

W całym 2019 roku w Polsce udzielono kredytów mieszkaniowych na łączną wartość 62 mld zł, czyli więcej o 16 proc. w porównaniu do wyników roku poprzedniego. Jednocześnie, na początku roku, w sześciu największych aglomeracjach odsetek transakcji kupna mieszkania za gotówkę wynosił 65 procet, donosił raport NBP. 

Znalazłem mieszkanie, znalazłem dom. Znalazłem serwis, na którym są.

Utrzymywanie się takiej sytuacji mogłoby doprowadzić do słynnej "bańki spekulacyjnej". Mieszkania by drożały, bo znajdowaliby się kupcy inwestycyjni, ale sytuacja mieszkaniowa Polaków pozostawałyby na podobnym poziomie. Rząd najwyraźniej wystraszył się takiego biegu wypadków i postanowił działać, ograniczając dostęp do kredytu hipotecznego.

Jak pisaliśmy na początku lutego, takie sztuczne działania rządów nie miałyby sensu, bo banki wypracowały już odpowiednie procedury na wypadek "przegrzania rynku", a ponadto słynna Rekomendacja S, która powoduje, że nie można kupić mieszkania bez wymaganego wkładu własnego, skutecznie temu zapobiega. 

Ale wszystko się zmieniło, gdy pojawiła się epidemia koronawirusa. Część działań wstrzymano, a część została przyśpieszona. Na reakcję banków obawiających się ryzyka nie trzeba było długo czekać. 

Kredyt na mieszkanie

W marcu wprowadzono pierwsze środki zapobiegawcze przed rozprzestrzenieniem się epidemii, co przełożyło się na wstrzymanie wielu decyzji związanych z zakupem mieszkania, a co za tym idzie, z zaciąganiem kredytów. Analiza BIK indeksu wskazuje, że w całym marcu wnioskowano o kwotę 3 proc. mniejszą niż jeszcze rok temu, a liczba wniosków spadła o prawie 8 proc. 

Epidemia wystraszyła osoby, które miały jeszcze przed chwilą zaciągnąć długie zobowiązanie finansowe. Nic więc dziwnego, że w ten sam sposób zareagowały banki. W sytuacji, gdy przyszłość gospodarki jest niepewna, banki biorąc pod uwagę wyższe ryzyko kredytowe, zaczynają zaostrzać politykę kredytową: podnosić marże i wymagany wkład własny.

Są już pierwsze oznaki takich ruchów. Bank PKO BP podwyższył wymagany wkład własny z dotychczasowych 10 proc. do 20 proc. W przypadku kredytu o wartości 350 tys. zł kredytobiorca musi wykazać oszczędności wynoszące około 70 tys. zł. A zaledwie miesiąc temu wystarczyło posiadać 35 tys. zł. 

- Można się spodziewać zaostrzenia wymagań stawianym kredytobiorcom, w szczególności gdy chodzi o wysokość wkładu własnego, który bezpośrednio wpływa na wysokość wskaźnika LtV: relacji wartości kredytu do wartości nieruchomości. W tym przypadku należy oczekiwać obniżenia jego akceptowalnego poziomu, czyli zwiększenia wkładu własnego. Będzie to stanowiło barierę dla części potencjalnych kredytobiorców, nieposiadających środków na wyższy wkład własny - podkreśla prof. Waldemar Rogowski, główny analityk BIK.

Źródło: rp.pl