Zadośćuczynienie dla stulatków

Prawie gotowy jest już nowy projekt ustawy mającej rozwiązać problem roszczeń reprywatyzacyjnych. Kto miałby dostać zadośćuczynienie i jak w praktyce by je wypłacano?

Resort proponuje, by pieniądze mogły dostać wyłącznie osoby fizyczne (spółek prawa handlowego projekt nie przewiduje), które utraciły nieruchomości, czyli np. ziemię lub domy, a także statki, barki i wyposażenie aptek (zadośćuczynienia za dzieła sztuki nie będzie). Uwaga! Ustawa prawdopodobnie nie obejmie tzw. gruntów warszawskich, bo odrębny projekt przygotowują władze stolicy.

Dawni właściciele i ich spadkobiercy mieliby półtora roku na złożenie wniosku. A składaliby je do wojewody, który ma na swoim terenie skonfiskowane w czasach PRL mienie (osoby zamieszkałe za granicą mają kierować wnioski do wojewody mazowieckiego). Wojewodowie będą mieli pół roku na wydanie decyzji potwierdzającej prawo do zadośćuczynienia.

Dane z rejestrów wojewodów trafią do rejestru centralnego (oba rejestry mają być gotowe w tym roku), a stamtąd do Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK), który wypłaci gotówkę. W przeciwieństwie do zabużan, którzy mają ustawowo zapewnione 20 proc. wartości utraconej nieruchomości, wypłacane jednorazowo, osoby kwalifikujące się do zadośćuczynienia dostaną je w 15 rocznych ratach, waloryzowanych o wskaźnik inflacji. Ostatnie raty BGK wypłaci więc w 2026 r., przy założeniu że Sejm uchwali ustawę w tym kształcie i wejdzie ona w życie w 2009 r.

Jest to termin realny. Premier zadeklarował w lipcu, że "prace legislacyjne nad ustawą będą zakończone jesienią". Najpewniej miał na myśli przygotowanie projektu. Łaszkiewicz zapewnił nas wczoraj, że prace już dobiegają końca i najpewniej w przyszłym miesiącu rząd będzie mógł zdecydować o skierowaniu projektu do Sejmu.

Przypomnijmy, że rząd i parlament z góry określą pulę na zadośćuczynienia. Ile będzie tych pieniędzy? Minimum to 20 mld zł z istniejącego już Funduszu Reprywatyzacyjnego, do którego trafia część majątku skarbu państwa, m.in. 5 proc. akcji prywatyzowanych przedsiębiorstw.

Załóżmy, że po podliczeniu roszczeń okaże się, że na rekompensaty potrzeba 100 mld zł, ale rząd będzie mógł na nie przeznaczyć 20 mld zł. Oznaczałoby to, że dawni właściciele i ich spadkobiercy dostaliby 20-proc. rekompensaty. W połowie czerwca premier Donald Tusk mówił jednak, że muszą się oni liczyć z tym, że będą nawet o połowę mniejsze. Już na początku XXI wieku wartość roszczeń reprywatyzacyjnych oceniano właśnie na ok. 100 mld zł, i to przy założeniu, że jednej trzeciej osób nie uda się udowodnić praw własności. A przecież dziś wartość nieruchomości jest z całą pewnością wyższa.

Łaszkiewicz wykluczył zwrot utraconego mienia w naturze (domaga się tego Ogólnopolskie Porozumienie Organizacji Rewindykacyjnych). Na zwrot własności lub pełną rekompensatę mogą liczyć jedynie ci, którzy są w stanie udowodnić, że mienie zabrano im z pogwałceniem PRL-owskiego prawa. I to pod warunkiem, że odpowiednie procedury rozpoczną przed wejściem nowej ustawy. Byli właściciele będą mieli półtora roku na decyzję: czy kontynuować tę walkę, która może trwać latami, czy przez 15 lat pobierać skromne zadośćuczynienie. Ci, którzy zdecydują się ubiegać o zwrot, bezpowrotnie utracą prawo do zadośćuczynienia.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.