Cała Polska buduje Norwegię

Gdyby nie polscy robotnicy, nie byłoby obecnego boomu gospodarczego - oświadczył niedawno premier Norwegii Jens Stoltenberg. Dzięki Polakom wkrótce mają ruszyć potężne programy inwestycyjne.

Rząd Norwegii ma do wydania gigantyczne zyski ze sprzedaży ropy naftowej. Obecnie na specjalnym rządowym koncie podatkowym zalega przeszło 1,6 biliona norweskich koron, czyli ok. 204 mld euro. - Od lat Norwegowie głowią się, co z tymi pieniędzmi zrobić. Szukają dobrych pomysłów - opowiada Adam Szczypek, konsul Rzeczypospolitej Polskiej w Oslo.

Okazuje się, że do uruchomienia tych funduszy mogą się przyczynić Polacy. Według gazety "Dagens Naeringsliv" dzięki napływowi robotników z Polski będzie można odblokować gigantyczne przedsięwzięcia infrastrukturalne. Ma ruszyć przede wszystkim program przebudowy tysięcy kilometrów kiepskich dróg w północnej części kraju. Do tej pory nie było zgody na wydanie na ten cel petrokoron, bo żadna firma drogowa nie była w stanie zagwarantować wystarczającej liczby robotników. Teraz takie gwarancje są, bo są Polacy. - Na liście kolejnych projektów są przebudowy miast, budowa rurociągów, portów itp. Najazd Polaków sprawił, że w końcu można po te fundusze sięgnąć - powiedział dziennikarzowi "Dagens Naeringsliv" Nils Terje Furunes, dyrektor ekonomiczny koncernu DnB Nor, największej norweskiej instytucji finansowej.

Norwegia to jeden z najbogatszych krajów na świecie. Dochód PKB na mieszkańca przekracza 64 tys. dol., wzrost gospodarczy w ostatnich latach przekracza 2,3 proc. By ten wzrost zwiększyć, Norwegia, mimo że nie jest członkiem Unii Europejskiej, coraz szerzej otwiera się na polskich robotników. Dziś zalegalizowanie pracy to często formalność, pod warunkiem że się zna język angielski lub norweski. Razem z pracodawcą (w Polsce działają już agencje pośrednictwa) należy stawić się w norweskim komisariacie policji i złożyć wniosek o wydanie zgody. W ub. roku otrzymało ją blisko 20 tys. Polaków. - Ale według moich szacunków rocznie przez Norwegię przewija się ponad 150 tys. naszych rodaków, bo większość pracuje na czarno. Norweska gospodarka pilnie potrzebuje głównie budowlańców, stoczniowców, do pracy w gastronomii czy w rolnictwie - wylicza konsul Szczypek. - Niedawno minister pracy Norwegii, ciesząc się z tego gospodarczego boomu, zapowiedziała, że należy spodziewać się jeszcze większej migracji zarobkowej.

Jeszcze kilka lat temu Polacy pracowali głównie w okolicach Oslo. Teraz coraz częściej wyruszają na północ, gdzie można zarobić znacznie więcej, nawet 1 tys. zł dziennie. Przyjeżdżają samochodami, promami, autokarami, a coraz częściej samolotami. W ich dowozie na lotniska w północnej części kraju wyspecjalizowała się tania linia Norwegian. - Coraz częściej po dwóch tygodniach wozimy Polaków na weekend do domów. A po weekendzie dowozimy ich z powrotem do pracy - opowiada Bjorn Kjos, szef linii Norwegian.

Norwegia swój cud gospodarczy opiera na odkrytych w 1977 r. potężnych złożach ropy i gazu. Obecnie rząd przeznacza miliardy koron m.in. na rozwój informatyki, telekomunikacji, biotechnologii czy przemysłu kosmicznego, by po wyczerpaniu się złóż kraj mógł się rozwijać dzięki niezależnym od nich dziedzinom. - Ale Norwegia z ledwie 4,5 mln mieszkańców cierpi na brak specjalistów. Dlatego coraz częściej pracę znajdują też dobrze wykształceni polscy informatycy, architekci czy inżynierowie - wyjaśnia konsul.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.