Jak wpuścić klienta w kredyt, czyli (niby) gwarancja najniższej ceny

Gwarancja najniższej ceny to jeden ze starych, wypróbowanych sposobów na wmówienie klientowi, że taniej niż tu i teraz telewizora, telefonu lub fotela bujanego kupić się nie da. Gwarancja bywa często naciągana, bo dotyczy identycznego towaru (jeśli klient zidentyfikuje tańszy, ale ?tylko? bardzo podobny, to gwarancja przepada), jest ograniczona czasowo, a przede wszystkim trudna do zweryfikowania.

Masz problem z bankiem? Napisz do nas: finanse@wyborcza.biz

Poza tym żaden klient nie będzie biegał po wszystkich okolicznych sklepach, by poszukać tańszego towaru, tylko przyjmie na wiarę, że skoro dany sklep daje gwarancję najniższej ceny, to widocznie wie, co robi, i ta rzeczywiście jest najniższa.

Ta sama moda od czasu do czasu pojawia się też w branży finansowej. Ostatnio dostałem list od klienta Allianz Banku, który pyta, jak to możliwe, żeby kredyt gotówkowy o łącznym koszcie przekraczającym 20 proc. w skali roku miał gwarancję najniższej ceny. Postanowiłem pójść tym tropem i prześwietlić allianzową gwarancję. Allianz Bank do końca lipca gwarantuje klientom zainteresowanym kredytem gotówkowym jego najniższą cenę. W przypadku, gdy klient otrzyma propozycję takiego samego kredytu na korzystniejszych warunkach cenowych, Allianz obniży oprocentowanie do wysokości zaproponowanej przez inny bank.

Gwarancja najniższej ceny dotyczy tylko trzech z góry określonych wariantów kredytu. 10 000 zł na trzy lata z oprocentowaniem 9,99 proc., 20 000 zł na cztery lata z oprocentowaniem 11,9 proc. oraz 30 000 zł na cztery lata z oprocentowaniem 12,9 proc. Ale nie jest to jedyne obostrzenie. W regulaminie bank zawarł dość licznie zapisy chroniące go przed ryzykiem konieczności wyrównywania klientom ceny kredytu.

O takich drobiazgach jak to, że klient musi zostać pozytywnie zweryfikowany przez bank pod względem zdolności kredytowej, nawet nie wspominam. Ale są też inne warunki. Trzeba zapłacić składkę ubezpieczenia kredytu oraz 5 proc. opłaty przygotowawczej. A gwarancja będzie obowiązywała tylko wtedy, jeśli klient w ciągu zaledwie siedmiu dni przyniesie do Allianz Banku imienną ofertę kredytu na lepszych warunkach. Przy czym ta konkurencyjna - i zaznaczam: imienna - oferta musi się zgadzać nie tylko pod względem oprocentowania, kwoty i okresu kredytowania, ale też pod względem stawki opłaty przygotowawczej oraz stawki i zakresu ubezpieczenia.

To oznacza, że klient musi udowodnić Allianz Bankowi, że tańszy kredyt jest identyczny w najdrobniejszym szczególe z tym z Allianz Banku. A jego pożyczki nie są wcale takie tanie. Ich rzeczywista roczna stopa oprocentowania (RRSO) waha się od 21,3 do 24,4?proc. Allianz tak chytrze zdefiniował warunki kredytu, by z żadnym innym porównać się go po prostu nie dało.

Co na to bank? - Liczba czynników wpływających na koszt kredytu jest taka, że aby móc porównać ofertę innego banku z naszą ofertą, muszą one mieć takie same parametry - tj. kwota, okres kredytowania, ubezpieczenie. Jest to logiczna konsekwencja tego, że gwarantujemy najniższe oprocentowanie w konkretnym wariancie kredytu, a nie w całej ofercie. Musimy porównywać przecież jabłka z jabłkami - broni polityki Allianza Marcin Pawelec z biura prasowego. Czy ma rację? Oceńcie sami.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.