Chcesz zbudować osiedle? Najpierw zbuduj drogę

Tak rozmowy z deweloperami prowadzą władze Białołęki. Chwalą się, że w ten sposób oszczędzają miliony złotych. - Które płyną z kieszeni naszych klientów - dopowiadają deweloperzy

Białołęka to największy plac budowy w Warszawie. Powstaje tu 11 tys. mieszkań. Deweloperzy lubią tę dzielnicę, bo grunt jest tani. Dzięki temu mieszkania mają niskie ceny. W dobie ograniczonej dostępności kredytów takie najlepiej się teraz sprzedają.

Nowe osiedla to dla władz Białołęki kłopot. - Przybywa nam mieszkańców w tempie 5 tys. rocznie. W ubiegłym roku urodziło się w naszej dzielnicy ponad 1,8 tys. dzieci. Z powodu dawnych zaniedbań budujemy nowe szkoły i rozbudowujemy stare nie po to, żeby móc znieść naukę na dwie zmiany, ale po to, żeby chociaż te dwie zmiany utrzymać. W ciągu najbliższych czterech lat powinniśmy wydać na inwestycje edukacyjne 80-90 mln zł, żeby nie pogorszył się obecny standard nauczania. Jakoś musimy te pieniądze zdobyć - mówi wiceburmistrz dzielnicy Piotr Smoczyński.

Jak? Np. przerzucając wydatki na budowę publicznych dróg na deweloperów. Urzędnicy korzystają z przepisu mówiącego, że pozwolenie na budowę można wydać tylko wtedy, jeżeli działka ma dostęp do drogi publicznej. - Więc deweloper mówi: "Zbudujcie drogę, chcę stawiać osiedle". My na to: w budżecie pieniądze na drogę będą może za pięć lat. I radzimy inwestorowi, żeby sam ją zbudował - wyjaśnia burmistrz Białołęki Jacek Kaznowski.

Dzielnica podpiera się też art. 16 ustawy o drogach publicznych, który mówi, że "budowa lub przebudowa dróg publicznych spowodowana działalnością niedrogową należy do inwestora tego przedsięwzięcia", a szczegółowe warunki inwestor ma uzgodnić z zarządcą drogi. W przypadku dróg gminnych zarządcą jest dzielnica. Urzędnicy z Białołęki wydają pozwolenia na budowę dopiero wtedy, gdy deweloper podpisze umowę, w której zobowiązuje się do wykonania wynegocjowanej inwestycji. W ostatnich dniach taką umowę na ulicę łączącą się z ul. Leśnej Polanki podpisała firma Dom Development. - Wliczając opłaty za grunt i projekt, kosztowałaby nas to około 5 mln zł. Tyle ile rozbudowa przedszkoli przy Porajów i Strumykowej, które przyjmą dodatkowe 250 dzieci. Właśnie podpisujemy umowy z wykonawcami. Można powiedzieć, że pieniądze mamy dzięki temu, że nie musimy budować ul. Leśnej Polanki - mówi Piotr Smoczyński.

Dom Development nie jest wyjątkiem. Firma Dolcan wykona mierzące łącznie ok. 400 metrów odcinki Kamykowej i Piasta Kołodzieja prowadzące do działki, na której chce budować osiedle szeregowców. J.W. Construction ma wylać asfalt na 600-metrowej ulicy łączącej się ze Zdziarską. Mniejszy deweloper Victoria Dom zgodził się poszerzyć na 300-metrowym odcinku ul. Wałuszewską, a także wykupić grunt i zbudować 150-metrowy odcinek ul. Wilkowieckiej. Do rozmów dzielnica chce przekonać nawet firmę Barc, która wytoczyła ratuszowi kilka procesów za opóźnianie decyzji w sprawach jej inwestycji. - Jeżeli Barc chce myśleć o budowie domów w rejonie Winnicy, nie ma mowy, by dostał na to zgodę bez budowy m.in. ulic Winorośli i Dionizosa - podkreśla wiceburmistrz Smoczyński.

- W innych dzielnicach takich negocjacji nie ma. Można powiedzieć, że za luksus budowania w Białołęce trzeba zapłacić - mówi kwaśno Maciej Gnoiński, doradca zarządu J.W. Construction. Zapewnia, że jego firma jest gotowa do współpracy z samorządami, bo zależy jej na tym, żeby mieszkańcy byli zadowoleni. - Co nie zmienia faktu, że budowa dróg, kanalizacji, mediów to ustawowe zadanie samorządu. Należy też pamiętać, że władze dzielnicy, które cedują budowę drogi na dewelopera, w rzeczywistości przesuwają koszt na przyszłych mieszkańców, którzy muszą zapłacić więcej za metr kwadratowy mieszkania - przypomina.

Przeczytaj także: Ekstremalne osiedle - przy torach, obwodnicy i amoniaku

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.