Są pieniądze na ekodomy. Ale mało kto je bierze

Nie widać chętnych na dopłatę do budowy domu energooszczędnego lub pasywnego, choć oznacza to niższe rachunki za ogrzewanie. Nieco lepiej jest z dotowanymi kredytami na montaż fotoogniw.

Właśnie mijają trzy lata od uruchomienia programu dopłat do kolektorów słonecznych, na które Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) zarezerwował 450 mln zł.

Przypomnijmy, że spłaca on 45 proc. kredytu zaciągniętego na ten cel w jednym z sześciu uczestniczących w tym programie banków, głównie spółdzielczych (ich wykaz jest na stronie internetowej funduszu).

Co prawda, w zależności od wielkości inwestycji dotacja po odliczeniu kosztów kredytu i podatku dochodowego może się skurczyć do 30 proc., mimo to aż 41,9 tys. inwestorów uznało, że gra jest warta świeczki. Są to głównie właściciele domów jednorodzinnych, ale też 35 wspólnot mieszkaniowych.

Tylko w lipcu prawie 2,7 tys. właścicieli domów wystąpiło o taki dotowany kredyt.

Śląsk lubi panele słoneczne. Pomorze Zachodnie - mniej

Z danych NFOŚiGW wynika jednak, że nie jest łatwo przekonać do zakupu i montażu kolektorów słonecznych mieszkańców z północy, np. w województwie zachodniopomorskim fundusz zarejestrował do tej pory zaledwie 963 inwestycje tego typu. Dla porównania w województwie śląskim - 7346. Tymczasem według Instytutu Energetyki Odnawialnej warunki nasłonecznienia są podobne w całym kraju. Poza tym kolektory czerpią energię ze słońca także wtedy, gdy niebo jest zachmurzone. Oczywiście nie zapewnią gorącej wody przez cały rok, a tym samym nie uniezależnią od dostawców paliwa.

NFOŚiGW podaje, że właściciele domów jednorodzinnych instalują na nich przeciętnie po trzy kolektory o łącznej powierzchni ok. 6,7 m kw. Średnio koszt zestawu wynosi 14,8 tys. zł, a dotacja - ponad 6,7 tys. zł. Z kolei przeciętny kredyt zaciągany przez wspólnoty mieszkaniowe wynosił 103,2 tys. zł, a dopłata - 46,4 tys.

Dodajmy, że tego typu inwestycja (obejmuje nie tylko sam kolektor, lecz także m.in. zasobnik wody, aparaturę kontrolno-pomiarową, automatykę i przewody instalacyjne) jest najbardziej opłacalna dla właścicieli domów, którzy podgrzewają wodę prądem. Wydatki zwracają się bowiem w ciągu kilku lat. Ale okazuje się, że w kolektory najchętniej inwestują właściciele domów, w których jest... piec węglowy. W NFOŚiGW przypuszczają, że może to wynikać z prostoty użytkowania kolektorów, obawy wzrostu cen energii konwencjonalnej oraz mody na ekologię.

Ci, którzy rozważają montaż kolektorów słonecznych i chcieliby skorzystać z dotacji, nie muszą się zbytnio spieszyć. Do tej pory fundusz wydał na nie ponad 279,5 mln zł. Oznacza to, że pieniędzy powinno mu wystarczyć przynajmniej do końca 2014 r.

Czytaj także: Czy to już koniec deweloperskiej smuty? Więcej nowych inwestycji

Mało aktywne dopłaty do domów pasywnych

Wygląda jednak na to, że podobnego sukcesu nie odniesie drugi sztandarowy program NFOŚiGW, który przeznaczył 300 mln zł na dopłaty do budowy domów energooszczędnych i pasywnych. W pierwszym przypadku taka dopłata wynosi 30 tys. zł, zaś w drugim - aż 50 tys. zł. Od tej kwoty trzeba jednak zapłacić podatek dochodowy. Ponadto kłopotliwe i do tego dość kosztowne (lekko licząc kilka tysięcy złotych) są też same procedury. Prawdopodobnie tym należy tłumaczyć, że z siedmiu banków, które na początku tego roku zawarły stosowną umowę z NFOŚiGW, kredytów udzielają, i to od niedawna, zaledwie trzy - Bank Ochrony Środowiska (BOŚ) oraz Bank Polskiej Spółdzielczości i SGB-Bank.

Potwierdza to Jarosław Sadowski z Expandera. - Tak mała oferta kredytowa wynika przede wszystkim z małego zainteresowania kredytobiorców tym programem. I trudno się dziwić, bo znaczną część dopłat pożera koszt wykonania dokumentacji, świadectw, badań i weryfikacji - mówi Sadowski. - W rezultacie wiele osób woli uniknąć dodatkowych kosztów i formalności, więc zaciąga tradycyjny kredyt.

Z opinią o braku zainteresowania programem ze strony potencjalnych inwestorów nie zgadza się rzecznik NFOŚiGW Witold Maziarz. Także Anna Żyła z BOŚ zapewnia, że wielu dzwoni do banku z pytaniami o szczegóły. Fakty są jednak takie, że do tej pory bank udzielił... jednego kredytu z dopłatą z NFOŚiGW, zaś kolejnych kilka wniosków jest analizowanych. Jak się dowiedzieliśmy, zaniepokojeni szefowie funduszu zwrócili się nawet do Związku Banków Polskich z prośbą o wyjaśnienie tej sytuacji.

Sprawdziliśmy, że cztery duże banki: Deutsche Bank PBC, Getin Noble Bank, Nordea Bank Polska i BZ WBK, wciąż deklarują uruchomienie kredytu z dopłatą, ale tylko ten ostatni podaje konkretną datę - przełom 2013 i 2014 r.

Analityk Expandera przyznaje, że taki kredyt może być korzystniejszy od standardowego. Np. klient BOŚ zapłaci nieco niższą marżę, która wliczana jest w oprocentowanie kredytu.

Dodajmy, że program NFOŚiGW obejmuje także mieszkania w blokach energooszczędnych lub pasywnych. W pierwszym przypadku dopłata ma wynieść 11 tys. zł do każdego lokalu, a w drugim - 16 tys. Jednak to nabywcy mieszkań, a nie budujące je firmy deweloperskie, dostaną te pieniądze. Deweloperzy nie mają więc interesu w tym, by stawiane przez nich budynki mieszkalne były energooszczędne. Powód jest prosty: firmy tną koszty, zaś dla ich klientów liczy się teraz jak najniższa cena, a ekonowinki przeważnie ją podnoszą.

Trudno sobie jednak wyobrazić, by ktokolwiek budował dom jednorodzinny, który spełnia jedynie minimalne dopuszczalne wymagania dotyczące parametrów energetycznych. Zapotrzebowanie na energię potrzebną do ogrzania takiego standardowego domu wynosi ok. 165 kWh na m kw. rocznie. Audytor energetyczny Ludomir Duda twierdzi, że w przypadku ogrzewania gazem rachunek po zakończeniu okresu grzewczego sięgałby nawet 6 tys. zł. Zwykły rozsądek podpowiada więc, by budować dom energooszczędny (do 40 kWh na m kw. rocznie), a najlepiej pasywny (poniżej 15 kWh na m kw. rocznie). Duda zapewnia, że w tym drugim przypadku koszty ogrzewania będą dosłownie groszowe, czyli rzędu 200-300 zł rocznie.

Copyright © Agora SA