Mieszkania z wyprzedaży

Nigdy dotąd nie przystanąłeś przed gminną lub sądową tablicą ogłoszeń? Z urzędu skarbowego zawsze wypadałeś, jakby cię kto gonił? Strony z komunikatami w gazecie nieczytane lądowały w koszu? Błąd! Być może ominęła cię okazja kupna taniego mieszkania lub działki pod budowę.

Każdego roku w całej Polsce odbywa się kilkadziesiąt tysięcy licytacji nieruchomości. Ile dokładnie i jakich - nikt nie wie. Prowadzą je komornicy, syndycy upadłych przedsiębiorstw i spółdzielnie. Większość mieszkań, domów i działek zmienia właściciela poniżej ich wartości rynkowej. Niektóre to prawdziwe cenowe okazje.

Licytacje komornicze

Największymi "kamienicznikami" są komornicy i syndycy. Nieruchomości sprzedają w drodze licytacji. Cenę ustala biegły rzeczoznawca. Tym niższą, im więcej wad ma nieruchomość: ciążą na niej stare długi, lokator bankrut albo jego konkubina z piątką dzieci ani myślą się wyprowadzić.

Komornik ma prawo licytować dwa razy: pierwszy raz po cenie, która stanowi trzy czwarte sumy oszacowania. Gdy nie ma chętnych, cena spada do dwóch trzecich. W wyjątkowych przypadkach może to być kilka procent wartości, po jakiej "chodzą" na rynku podobne nieruchomości. Coś za coś: szczęśliwy nabywca nigdy nie wie, kiedy zamieszka na swoim. Wszystko będzie zależało od tego, jak szybko poradzi sobie np. z nieproszonymi lokatorami.

Syndyk nie ma takich ograniczeń. Może ogłosić publiczny przetarg albo handlować z wolnej ręki. Warunek: nie wolno mu sprzedać poniżej wyceny biegłego rzeczoznawcy. Na wszelkie odstępstwa musi uzyskać zgodę sędziego komisarza, który nadzoruje upadłość.

Zobacz: Licytacje mieszkań

Wadium na dobry początek

Żeby wziąć udział w licytacji lub przetargu, trzeba wpłacić wadium - 10 proc. sumy oszacowania. Gdy się wycofasz - wadium przepada. Gdy zostaniesz przelicytowany - dostaniesz je z powrotem.

Niektórzy próbują wycisnąć z licytacji więcej, niż można. W zeszłym roku w Bytowie w Pomorskiem miała się odbyć licytacja mieszkania. Zgłosił się tylko jeden oferent. Tuż przed licytacją odebrał tajemniczy telefon: musi zapłacić 4 tys. zł za to, że dzwoniący nie przystąpi do licytacji, czyli nie będzie podbijał ceny.

Zawiadomił policję.

Inny sposób na "ustawienie" licytacji atrakcyjnego mieszkania to blokada informacji. Każdy komornik ma obowiązek wywiesić informację o planowanej licytacji na tablicy ogłoszeń w sądzie, urzędzie gminy, urzędzie skarbowym na co najmniej miesiąc przed planowanym terminem. I robi to, ale rzadko kiedy sprawdza, czy ogłoszenie nie zniknęło po dwóch godzinach. W niektórych urzędach ogłoszeń jest tak dużo, że prawdopodobieństwo, iż ktoś się połapie, że jakiegoś brakuje, jest bardzo małe. Sprytny licytant może w ten sposób wykosić całą konkurencję i stać się właścicielem nieruchomości po superatrakcyjnej cenie.

- Ustawianie licytacji jest przestępstwem - mówi Iwona Karpiuk-Suchecka, prezes Krajowej Rady Komorniczej. - Nie wiem, jak jest w innych sądach, ale w warszawskim nie odbędzie się żadna licytacja, jeśli sąd nie będzie przekonany, że ogłoszenie wisiało przepisowe 30 dni.

Spółdzielnie też licytują

Na okazję można też trafić w spółdzielniach. Migracja lokatorów - nierzadko na tamten świat - powoduje, że zwalnia się coraz więcej mieszkań. W pierwszej kolejności oferuje się je członkom oczekującym spółdzielni. Gdy brakuje chętnych, wystawia na publiczną licytację. Mieszkaniowe rodzynki przyciągają na licytację nawet kilkunastu chętnych. Każdy dostaje tabliczkę z numerem, którą podnosi, gdy chce podnieść cenę. Tabliczka w górę - cena rośnie o 1 proc. wartości wyjściowej.

- Ostatnio 20-metrowa kawalerka w centrum Wrocławia miała dwukrotne przebicie! Cena wywoławcza wynosiła 38 tys. zł, a poszła za 65 tys. zł. Czasem aż chciałoby się krzyknąć: "Ludzie! Chyba wam rozum odebrało, żeby tak przepłacać!" - mówią we wrocławskiej spółdzielni Energetyk, gdzie w ostatnim czasie zlicytowano w ten sposób kilka lokali.

Zobacz: Licytacje mieszkań

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.