Polacy nie radzą sobie z płaceniem długów. Banki będą miały problem?

Już 1,2 mln Polaków ma kłopoty z regulowaniem długów. Zalegamy bankom, firmom telekomunikacyjnym, spółdzielniom mieszkaniowym w sumie na blisko 7 mld zł!

Te zaskakujące dane przyniósł opublikowany wczoraj raport firmy InfoMonitor BIG, która zbiera dane o zadłużonych Polakach.

Z wyliczeń InfoMonitora wynika, że wartość naszych zaległości rośnie lawinowo. Jeszcze w sierpniu 2007 r. więcej niż dwa miesiące zwłoki mieliśmy w spłacie prawie 5 mld zł długów. Dziś kwota zaległości sięga już 6,7 mld zł. W zaledwie trzy kwartały przybyło aż 1,8 mld zł nowych długów, których nie spłacamy w terminie!

Rośnie też liczba Polaków mających kłopoty ze spłatą długów. W sierpniu 2007 r. nie przekraczała miliona osób, dziś jest to już 1,2 mln.

Eksperci nie mają wątpliwości: coraz więcej domowych budżetów rozkładają na łopatki stałe rachunki - rosnące czynsze za mieszkanie czy wyższe ceny prądu, który od początku roku podrożał o kilkanaście procent.

Ale nie tylko. Za górę naszych zaległości płatniczych częściowo odpowiada też boom kredytowy. Przez ostatni rok wartość zaciągniętych przez Polaków kredytów bankowych wzrosła o rekordową kwotę 60 mld zł. Dziś jesteśmy winni bankom już 230 mld zł.

Do niedawna boom napędzały kredyty hipoteczne, teraz są to karty kredytowe i szybkie pożyczki gotówkowe. Polaków nie odstrasza coraz wyższa inflacja, która przekłada się na wyższe raty kredytów.

Rosnące stopy procentowe - od kwietnia ubiegłego roku Rada Polityki Pieniężnej podniosła je o 1,75 pkt proc. - sprawiają, że coraz więcej Polaków przyznaje się w badaniach opinii publicznej do kłopotów ze spłatą coraz wyższych rat. Według firmy AZ Finanse już połowa osób, które zaciągnęły kredyt, przeznacza połowę pensji lub więcej na stałe płatności, czyli comiesięczne rachunki i raty. Większość analityków spodziewa się, że inflacja będzie nadal rosła, a wraz z nią oprocentowanie kredytów.

Przez rok oprocentowanie przeciętnego kredytu mieszkaniowego w złotych wzrosło z 5 do ponad 7 proc. Jeśli ktoś rok temu płacił 1500 zł miesięcznej raty, dziś musi wysupłać już 1900 zł.

-Wziąłem kredyt hipoteczny na 30 lat. W czerwcu 2006r. oprocentowanie wynosiło 5,94 proc. Już po kilku miesiącach oprocentowanie podniesiono mi do 6,12 proc., w lipcu 2007r. płaciłem już 6,61 proc., w październiku tamtego roku - równe 7 proc., zaś w styczniu 2008r. bank poinformował, że podwyższa oprocentowanie do 7,6 proc. Moje miesięczne raty rosną w zastraszającym tempie - z 778 zł do 894 zł -mówi nam pan Marian z Warszawy.

Bankowcy uspokajają: z raportu wynika, że największe problemy mamy z pożyczkami gotówkowymi - nie spłacamy co dziesiątej. Kłopoty ze spłacaniem kredytów mieszkaniowych, które stanowią połowę naszego zadłużenia, w maju miało "tylko" 1,13 proc. osób.

-To nie jest poważne niebezpieczeństwo, bo pensje Polaków cały czas rosną -mówi "Gazecie" Józef Wancer, prezes banku BPH. Przyznaje jednak, że banki uważnie przyglądają się takim raportom i po takich informacjach ich polityka kredytowa może być "bardziej wyważona".

Gołym okiem widać, że niektóre banki lekką ręką pożyczają klientom pieniądze. - Niektóre jeszcze niedawno wyliczały zdolność kredytową klienta, ustalając koszty utrzymania na poziomie np. 100-200 zł miesięcznie na osobę -mówił na Forum Bankowym Tomasz Bieske z Ernst & Young.

Bankowcy, choć twierdzą, że nie ma jeszcze mowy o pladze niespłacanych kredytów, przyznają, że zastanawiają się nad przykręceniem śruby klientom. W kwietniowej ankiecie Narodowego Banku Polskiego prawie połowa pytanych bankowców (45 proc.) przyznała, że w najbliższych miesiącach nie będzie już udzielać kredytów tak lekką ręką. Tylko 8 proc. bankowców rozważało złagodzenie wymogów wobec pożyczkobiorców.

Co o tym sądzisz? Napisz: listydogazety(at)gazeta.pl

Czy radzisz sobie z płaceniem swoich długów
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.