Rok 2010: gorzej być nie może

Deweloperzy powitają Nowy Rok z umiarkowanym optymizmem. Wielu uruchamia zamrożone inwestycje, licząc, że chętnych na mieszkania będzie coraz więcej

Spółka Dom Development właśnie zaczęła budowę pierwszych budynków swojego największego w historii osiedla Saska Kępa (półtora tysiąca mieszkań). Wygląda na to, że deweloper się nie przeliczył - skierowane do sprzedaży mieszkania o najpopularniejszych metrażach błyskawicznie zostały zarezerwowane.

Także dyrektor ds. sprzedaży i marketingu w firmie Polnord Jan Wagner przyznaje, że można mówić o ożywieniu rynku. W końcówce tego roku Polnord rozpoczął dwie inwestycje, a w 2010 r. zamierza wystartować z sześcioma kolejnymi. - W szczytowym momencie możemy mieć w sprzedaży nawet 1500 lokali - mówi Wagner. Równocześnie przyznaje, że w 2010 r. jego firma nie nastawia się na zwyżkę cen. Nic bowiem nie wskazuje na to, że potanieją kredyty mieszkaniowe. Także procedury ustalania zdolności kredytowej i wysokości wymaganego wkładu własnego nie będą już tak liberalne jak w latach 2006-07.

Także Katarzyna Cyprynowska, prezes firmy Nowy Adres, nie spodziewa się podwyżki cen mieszkań w najbliższych 12 miesiącach. Cyprynowska zbija argument, że na rynku może zacząć brakować najbardziej poszukiwanych jedno- lub dwupokojowych mieszkań w dzielnicach peryferyjnych. - Jeżeli nawet zabraknie takich mieszkań na rynku pierwotnym, to klienci będą dalej szukać na rynku wtórnym. Często zapomina się, że rynek pierwotny to zaledwie 20-30 proc. całej oferty rynkowej - mówi Cyprynowska.

- Rosnąca pula gotowych niesprzedanych mieszkań będzie prawdopodobnie dalej obniżać ceny lokali wprowadzanych na rynek w 2010 r. - prognozuje szef firmy doradczej Reas Kazimierz Kirejczyk. Według niego podwyżki mogą zacząć się w 2011 r., bo wtedy rynek odczuje konsekwencje tegorocznego zamrożenia wielu budów. - Z tym że ceny będą rosły, o ile nasza gospodarka rzeczywiście wyraźnie przyspieszy - zaznacza Kirejczyk.

Szymon Jungowicz z działu badań i analiz firmy Emmerson przedstawia trzy scenariusze dalszego rozwoju sytuacji na rynku mieszkaniowym. Za najbardziej prawdopodobny (65 proc.) scenariusz Jungowicz uznaje ten, który zakłada, że nasza gospodarka nie podda się kryzysowi. Będą więc rosły płace, a banki zaczną powoli rozluźniać politykę kredytową. W tym czasie koszty budowy zmniejszą się o kilka procent. W ofercie firm deweloperskich wzrośnie udział mieszkań tanich, budowanych na obrzeżach miast. Równocześnie pogłębią się różnice cen mieszkań w zależności od stadium zaawansowania budowy - te z datą oddania do użytku w 2011 lub 2012 r. będą wyraźnie tańsze niż lokale gotowe lub prawie gotowe.

Na 25 proc. ocenia Jungowicz prawdopodobieństwo wariantu pesymistycznego. Zakłada on, że Polska odnotuje spadek PKB. Realne płace zaczną spadać, a wraz z nimi - skłonność do zaciągania kredytów hipotecznych. Groźba przekroczenia 55-proc. poziomu długu krajowego sprawia, że rząd ogranicza program "Rodzina na swoim" oraz tnie płace w budżetówce. W efekcie tempo sprzedaży mieszkań spada, zaś deweloperzy wstrzymują inwestycje. Brak zleceń sprawia, że wykonawcy zaczynają wojnę na ceny, obniżając koszty budowy o co najmniej 10 proc.

Za najmniej prawdopodobny (10 proc.) uznaje Jungowicz scenariusz optymistyczny, który wygląda tak: wraca szybki wzrost gospodarczy, rosną płace i skłonność do zaciągania kredytów. Tempo sprzedaży rośnie, klienci znów zaczynają kupować mieszkania w trakcie realizacji, duże spółki deweloperskie zaczynają nowe projekty na dużą skalę już w pierwszej połowie 2010 r. Zaczynają więc rosnąć koszty budowy (o 5-10 proc.), a w konsekwencji ceny mieszkań.

Copyright © Agora SA