W Rumunii, podobnie jak w Polsce, kryzys finansowy najmocniej daje się we znaki właśnie deweloperom. Jednak tam banki jeszcze mocniej przykręciły śrubę kredytową. W efekcie ludzie przestali kupować mieszkania. Obecnie są one opodatkowane 19-procentową stawką VAT. Rząd liczy na to, że dzięki jej obniżeniu do 5 proc. rynek mieszkaniowy ożyje, co uratuje wielu deweloperów przed bankructwem.
Wiele jednak wskazuje na to, że wpływ tej obniżki na rynek będzie raczej niewielki, a jeśli już, to w mniejszych miastach. Dlaczego? Konsultant firmy Reas Karol Dzięcioł zwraca uwagę, że z tego typu preferencji skorzystają tylko indywidualni klienci, którzy nie mają własnego mieszkania. Cena netto (bez VAT) kupowanego lokalu nie może przekraczać równowartości 100 tys. euro.
Według Karola Dzięcioła w Bukareszcie, gdzie popyt na mieszkania jest największy, za tę kwotę można kupić co najwyżej 55-metrowe lokum (średnio po blisko 1850 euro za m kw. powierzchni użytkowej). - Problem w tym, że takich mieszkań w ofercie deweloperskiej było do tej pory mało. Być może to się zmieni, jeśli te firmy zaczną budować małe i tanie mieszkania - mówi Dzięcioł. - Jednak przede wszystkim banki muszą znów zacząć udzielać kredytów.
Tymczasem rumuński konsultant Reasa Nicusor Dinu alarmuje, że deweloperzy wstrzymują inwestycje w oczekiwaniu na lepsze czasy. Budowane już mieszkania próbują sprzedać, oferując różnego rodzaju bonusy. Na klientów jednak one nie działają, bo czekają, podobnie jak w Polsce, na radykalny spadek cen. - Media podsycają te oczekiwania - mówi Dinu. - Wydaje się zatem, że w Rumunii minęły czasy, kiedy w łatwy sposób można było zarobić duże pieniądze - dodaje.