Ekspresówki zamiast autostrad? Premier nie wie, co mówi

Rząd rozważa budowę dróg ekspresowych zamiast płatnych autostrad, jeśli nie uzgodni tych inwestycji z prywatnymi firmami - zapowiada Donald Tusk. Wtedy na pewno nie będzie dróg na Euro 2012 - oceniają fachowcy.

- Zastanawiamy się, sprawa wydaje się bardzo obiecująca, by w sytuacjach, kiedy nie dojdziemy do dobrego porozumienia cenowego [z prywatnymi koncesjonariuszami w sprawie autostrad], na niektórych odcinkach budować drogi ekspresowe; one nie są objęte koncesją - mówił premier Tusk po wtorkowym posiedzeniu rządu. Dodał, że taka zmiana może dotyczyć odcinków autostrad A1 i A2 i że rząd już sprawdza możliwość budowy dróg ekspresowych zamiast autostrad.

Czy to realny pomysł? - Plany sieci dróg krajowych tworzy się po studiach, które trwają latami, i nikt tak z dnia na dzień nie przystawia pieczątki, zmieniając autostradę na drogę ekspresową - mówi Zbigniew Kotlarek, prezes Polskiego Kongresu Drogowego i były szef Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.

Czym się różni autostrada od drogi ekspresowej? Według kodeksu drogowego autostrada to droga dwujezdniowa (minimum), bez skrzyżowań z innymi drogami, po której mogą jeździć tylko pojazdy samochodowe mogące poruszać się z prędkością co najmniej 40 km/godz. Prędkość maksymalna - 130 km/godz. Przy płatnych autostradach muszą być telefony alarmowe i miejsca odpoczynku dla kierowców.

Natomiast drogi ekspresowe mogą się krzyżować z innymi drogami i mają jedną lub dwie jezdnie. Prędkość maksymalna na dwujezdniowej drodze ekspresowej to 110 km/godz.

Kotlarek podkreśla, że budowę autostrad A1 i A2 jako fragmentów sieci transeuropejskich szlaków transportowych TEN-T jeszcze pod koniec lat 90. Polska uzgadniała z UE na szczycie na Krecie i zmianę tych planów należałoby teraz uzgodnić z UE. Ale to może być drobiazg w stosunku do problemu, o którym zgodnym chórem mówią fachowcy.

- Czy ktoś zdaje sobie sprawę, że budowa dróg ekspresowych zamiast autostrad wymaga rozpoczęcia wszystkiego od początku? - pyta retorycznie Andrzej Urbanik, prezes Agencji Budowy i Eksploatacji Autostrad za rządów AWS.

Kotlarek tłumaczy: - Na odcinkach objętych koncesjami wszystkie wydane już decyzje i zezwolenia dotyczyły budowy autostrad. Zmiana kategorii na drogę ekspresową wymagałaby ubiegania się od początku o zupełnie nowe zgody, poprzedzone nowymi konsultacjami społecznymi, ocenami środowiskowymi, projektowaniem nowych wariantów dróg. To opóźniłoby inwestycje co najmniej o dwa lata, optymistycznie licząc.

O ryzyku takiego opóźnienia mówi też Adrian Furgalski, ekspert transportowy z firmy doradczej TOR. - Po pracach przygotowawczych przetargi na budowę dróg ekspresowych zamiast autostrad odbyłyby się w 2011 r. Wtedy nie ma mowy, aby te drogi powstały na mistrzostwa Euro 2012 - ocenia Furgalski. Ale to też skromnie liczone opóźnienie.

Furgalski przypomina, że firmy, z którymi państwo negocjuje budowę płatnych odcinków autostrad A1 i A2, mają ważne koncesje na te drogi i jeśli zostałyby ich pozbawione, to wystąpią do sądu. Tak zrobiło przedsiębiortswo Gdańsk Transport Company, kiedy rząd PiS uznał, że wygasła koncesja tej firmy na budowę 60 km płatnej autostrady A1 z Grudziądza do Torunia. W pierwszej instancji GTC wygrało i już za obecnych rządów PO-PSL tym właśnie Ministerstwo Infrastruktury tłumaczyło wznowienie negocjacji z tą firmą.

- Sąd może zakazać budowy jakiejkolwiek drogi do czasu zakończenia sporu, a nie da się powiedzieć, jak długo to potrwa - wskazuje Furgalski. I podkreśla, że rezygnując z umów z koncesjonariuszami, rząd musiałby znaleźć dodatkowe 4 do 15 mld zł na budowę dróg ekspresowych zamiast autostrad A1 i A2.

- Nie wiem, skąd wziąć te pieniądze na wyjątkowy w świecie program zastąpienia dróg wyższej kategorii drogami niższej kategorii. Przecież już teraz mówi się, że w budżecie może zabraknąć pieniędzy na obecny program budowy dróg wyceniony na 121 mld zł, a rząd zapowiada jeszcze obniżenie podatków - mówi Furgalski. Wypowiedź premiera kwituje krótko: - To straszenie w mediach.

Dwa lata temu do rezygnacji z koncesji na autostrady nawoływał prywatne firmy ówczesny premier rządu PiS Kazimierz Marcinkiewicz. Zyskał tyle, że negocjacje zamarły, a budowa autostrad się opóźniła. Zbigniew Kotlarek przypuszcza, że podobny skutek przyniosą wypowiedzi obecnego premiera: - To zaostrzy kwestie negocjacyjne.

Wjeżdżając w sprawie autostrad w koleiny odciśnięte przez Marcinkiewicza, premier Tusk może się znaleźć w ślepej uliczce.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.