Szukanie sensu w Złotych Tarasach

Nasi architekci w prywatnych rozmowach Złote Tarasy zaprojektowane przez Amerykanów z pracowni The Jerde Partnership komentują krótko: - Wielkie g... Krzywe, brzydkie, nie pasuje do miasta. Grajdoł pod szklanym dachem.

Takich epitetów padło już bez liku. Bo gigantyczne centrum handlowo-rozrywkowe z biurowcami, które powstało w miejscu zapuszczonego parkingu, nie dorównuje odkrywanym na nowo, zwłaszcza przez młodych, urokom Pałacu Kultury czy Dworca Centralnego ("ach, co to za architektura" - mówią). Złote Tarasy skrywają się pod szklanymi bąblami rozpiętymi między: "krzywą" biurową wieżą przy Emilii Plater, pudłem z multipleksem od strony Jana Pawła II i dwoma biurowcami wygiętymi w łuk na rzucie wielkiej litery "C" odwróconej tyłem do Złotej. "Zostały zaprojektowane tak, aby stać się nowym, tętniącym życiem centrum miasta" - czytamy w zaproszeniu na otwarcie, które nastąpi w środę 7 lutego. Inwestor tym samym przyznaje, że nie tworzy kompleksu budynków składających się na fragment centrum Warszawy, ale obiekt, które niejako ma je zastąpić i nim być. Czy Złote Tarasy mimo tego zasługują wyłącznie na totalną krytykę?

Magazyn pudeł z osią dla pieszych

Cały ten rejon Warszawy - od Dworca Centralnego aż do Świętokrzyskiej i dalej Twardej - nie ma już żadnych szans w konkursie "Najpiękniejsze miasta i zakątki świata". To zasługa głównie naszych architektów i urbanistów oraz wielkich inwestorów i liberalnego prawa. PRL-owskie bloki są tu poprzetykane nowoczesnymi biurowcami i wysokościowcami. Całość z daleka wygląda jak magazyn wielkich pudeł, w którym panuje bałagan. Na dodatek, np. bryła hotelu InterContinentalu wspiera się na gigantycznej "nodze" i ma szczelinę, po to, by do mieszkańców sąsiedniego bloku docierało słońce.

Spróbujmy pójść pod prąd i w tym bałaganie poszukać jakiegoś sensu. Kiedy staniemy w okolicy Marriotta i patrzymy w stronę Emilii Plater dostrzeżemy, że zarysowała się już cała sekwencja wysokich budynków. Na baczność w jednej linii zdają się stać: biurowa wieża Złotych Tarasów, InterContinental i Warszawskie Centrum Finansowe. To plus. I pierwsza niespodzianka. Ta linia drapiących niebo wież stworzona została z wielka konsekwencją!

Choć z wielkim trudem ale udaje się w Zachodnim Rejonie Centrum Warszawy zachować i kontynuować główne idee zarysowane (wtedy jeszcze na papierze) na przełomie lat 60. i 70. Oprócz wysokich budynków, które projektował Jerzy Skrzypczak z zespołem pojawiła się koncepcja pieszej uliczki. Jej zaczątek, z której nikt teraz nie korzysta, bo nagle deptak się urywa, istnieje między Intraco II a Marriottem. Wchodzi się na nią schodami od Wspólnej. Dalej, nad Alejami Jerozolimskimi miała być przerzucona kładka przebijająca Dworzec Centralny. Tego brak. Ale główna oś Zachodniego Rejonu - dla pieszych - jest już bardzo wyraźna w Złotych Tarasach. Wprost z przystanków autobusowych przy Dworcu Centralnym wejście prowadzi do "głównego kanionu komunikacyjnego", który przecina cały kompleks handlowo-rozrywkowy. Idąc dalej prosto wyjdziemy na Złotą, potem pod szklany dach między hotelem Holiday Inn a City Center, dalej fotokomórka otworzy przed nami drzwi do pasażu usługowego w biurowcu Warsaw Towers. Aż trudno uwierzyć, że w centrum na przestrzeni kilkudziesięciu lat zabudowywanym przez tylu różnych prywatnych inwestorów udało się "wyrąbać" w budynkach i między nimi taką pieszą uliczkę. To kolejna niespodzianka i prawdziwy cud w naszej stołecznej urbanistyce!

Zakupy z widokiem na niebo

Niezwykłym osiągnięciem inżynieryjnym jest sam dach Złotych Tarasów. Dopiero stojąc w środku da się docenić zalety takiego rozwiązania. Z tarasów, na których zostały rozplanowane sklepy i kawiarnie, można podziwiać panoramę miasta czy zagłębiony plac urządzony przy Dworcu Centralnym, który ozdobi jeszcze kaskada wodna. Fantastyczny widok rozciąga się na piękne kamienice z przełomu XIX i XX wieku z Al. Jerozolimskich. Wszystkie dotąd zbudowane centra handlowe to wielkie pudła, które zmuszają do patrzenia na witryny sklepów lub tłumy klientów. Tu można też oglądać oprócz towarów inne budynki, a także niebo, słońce, deszcz czy śnieg (choć brudny zalegający na szklanym dachu jest brzydki).

Nieporównywalnie wyższa jest też jakość materiałów wykończeniowych. Wszystkie posadzki są granitowe, a filary - obłożone piaskowcem. Złote Tarasy dużo lepiej tworzą iluzję miasta. Z wielu różnych pieszych uliczek i placyków otwierają się zaskakujące widoki na - jak to określają właściciele - rozmaite "domki" o elewacjach z miedzi, drewna, kamienia, szkła z kawiarniami, fast-foodami czy sklepami w środku.

Złote Tarasy stanowią tak naprawdę pierwszy przykład architektury, którą można określić jako organiczno-komputerową. Kształty znane dotąd tylko ze świata przyrody udaje się dowolnie powtarzać, fantazyjnie przekształcać i kompilować dzięki wykorzystaniu bardzo zaawansowanych programów komputerowych. Amerykańscy architekci zapewniali, że kształt dachu wziął się z inspiracji warszawskimi parkami. Najpierw powstało kilka komputerowych kulistych drzew i ich wirtualnych konarów, na które opadła miękka tkanina. Choć takie tłumaczenie może budzić uśmiech nie zmienia to faktu, że tak skomplikowanej struktury nikt w Warszawie nie widział dotąd na własne oczy. Chyba, że za granicą.

"Zglobalizowana, płynna "miękka architektura" cyfrowych mediów przenika konkretną "twardą architekturę" naszych miast, tworząc nieokreślony "lewitujący" kontekst, skrzyżowanie tego, co publiczne i prywatne, kolektywne i subiektywne, prowincjonalne i planetarne" - pisze Peter Zellner w książce "Hybrid Space: New Forms in Digital Architecture". Ta myśl świetnie pasuje na opisanie Złotych Tarasów. A prawdziwą recenzję tej architektury wystawią dopiero warszawiacy już po otwarciu budynku.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.