Kupując mieszkanie, zapłacisz za drogę?

Czy za mieszkanie na osiedlu, gdzie będzie wszystko czego nam potrzeba - i sklepy, i drogi, i przedszkola oraz place zabaw - już wkrótce zapłacimy drożej, jak straszą deweloperzy? Niekoniecznie - uspokajają ekonomiści.

>> Rząd nakaże budowę placów zabaw

Ministerstwo Infrastruktury chce, by deweloperzy podpisywali specjalne umowy z gminami, które zmuszą ich do budowy osiedlowego zaplecza. O tym, że resort Cezarego Grabarczyka planuje dużą reformę prawa budowlanego, pisaliśmy w poniedziałkowym "Metrze". Nowelizacja zakłada, że inwestor, chcąc uzyskać pozwolenie na budowę osiedla, będzie musiał podpisać z gminą tzw. umowę urbanistyczną, w której zobowiąże się do wybudowania osiedlowej drogi, kanalizacji czy placu zabaw - tego czego zażąda znająca potrzeby mieszkańców gmina. Ma to zahamować niekontrolowany rozwój osiedli, wokół których nie ma niezbędnej infrastruktury.

- Takie praktyki są już stosowane, tyle że bez zapisów w ustawie - mówi wójt podczęstochowskiej Poczesnej mgr inż. Krzysztof Ujma. - W tej chwili negocjujemy z inwestorem chętnym do budowy osiedla remont jednej drogi i budowę kolejnych. - Dla deweloperów to też korzystny układ, bowiem planując osiedle - choćby z placami - zabaw znajdą więcej chętnych na mieszkania - dodaje.

Najbardziej spektakularnym przykładem takiej współpracy między gminą a dużym inwestorem było porozumienia, jakie wywalczyła podwarszawska gmina Raszyn, pozwalając na budowę hipermarketu Géant w sąsiednich Jankach. Za 20 mln zł, które prawie 10 lat temu wyłożył inwestor, powstała dwujezdniowa estakada z dwoma pasami ruchu w każdą stronę. Pod spodem jest rondo, na którym krzyżują się jezdnie dojazdowe z głównej drogi z biegnącym prostopadle do nich łącznikiem między istniejącym już centrum handlowym Ikei a hipermarketem. Dzięki temu ruch lokalny nie koliduje z tranzytowym.

Ale to, co rząd i samorządowcy traktują jako konieczność, dla deweloperów przyzwyczajonych, że mieszkania sprzedają na pniu, oznacza przede wszystkim koszty. - No pomysł na piątkę - śmieje się Remigiusz Rogowski, prezes Rogowski Development, budujący osiedla w Białymstoku i Warszawie. - Jak za dużo nałożysz, to i koń nie pociągnie - stwierdza. - Już dziś zyski są niższe niż rok temu, dlatego takie pomysły nie będą dobrze przyjęte przez deweloperów, bo dodatkowe zobowiązania będą musieli wliczyć w koszty, a zatem i w cenę budowanych mieszkań. Klienci też nie będą zadowoleni - dodaje.

Na szczęście przedstawiciele mniejszych firm mają świadomość, że także w branży budowlanej obowiązuje zasada: "Klient nasz pan". - A klienci życzą sobie, żeby był np. plac zabaw. To my go budujemy, bo jeśli tego nie zrobimy, to klient kupi mieszkanie na innym osiedlu - mówi z kolei Dariusz Suchodolski, właściciel firmy Stolmar.

I dlatego ekonomiści są niemal pewni, że ceny mieszkań na osiedlach z bogatym zapleczem nie wzrosną. - Będą się utrzymywały na dotychczasowym poziomie, bo po pierwsze, ceny są już tak wysokie, że rynek wyższych nie przyjmie, a po drugie, zaczną spadać ceny nawet luksusowych mieszkań na betonowych pustyniach - wyjaśnia Krzysztof Rybiński, ekonomista z Ernst & Young. - Wszystko zależy od umów między gminami a deweloperami - stwierdza natomiast Henryka Bochniarz, prezydent Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych "Lewiatan". - Dobra infrastruktura podnosi wartość nieruchomości oraz poprawia jakość życia mieszkańców. Należy zatem szukać wszelkich rozwiązań, które przyspieszą jej budowę, bo patrząc realnie, obecnie gminy nie wywiązują się ze swoich obowiązków. Dziś spotykamy np. luksusowe osiedla bez dróg dojazdowych lub w dzielnicach mieszkaniowych przybywa nowych mieszkań, a nie przybywa szkół, sklepów czy zaplecza sportowego - zauważa pani prezydent.

Masz temat dla reportera Metra? Napisz do nas - metro(at)agora.pl

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.